Złe pytania

Same pytania mogą być złe. Mogą demoralizować, zachęcając do nieetycznych odpowiedzi. Ale także sposób ich zadania może zwyczajnie ogłupiać.

O. Ludwik Wiśniewski OP napisał ostatnio list do parlamentarzystów, którzy przegłosowali pytanie referendalne w sprawie uchodźców. Nazwał owo referendum demoralizacją narodu. Oczywiście nie chodzi tylko o samo pytanie, lecz o propagandę, która już od kilku lat nam towarzyszy, a skierowaną przeciw uchodźcom, wbrew nauczaniu papieża i biskupów.

Jednak to ciekawe zagadnienie: czy pytanie może demoralizować? Czy samo pytanie może być złe?

Zazwyczaj spodziewamy się złej (lub dobrej) odpowiedzi. A pytanie to tylko okazja do niej. Ale właśnie, możemy stworzyć okazję do złej odpowiedzi. Jeśli jest to jeszcze związane z nagonką, kampanią sugestii i dezinformacji, to rzeczywiście zmuszanie do opowiedzenia się może być próbą uwikłania pytanych. Odpowiadając w takiej sytuacji możemy stać się współwinni. Zwłaszcza, gdy taka odpowiedź ma formę referendalną, czyli „tak” lub „nie”.

Tak czy nie?

Klasyką tematu jest pytanie: czy pan już przestał bić swoją żonę? Tak lub nie. Dla kogoś, kto nigdy nie bił żony, każda odpowiedź jest zła. Dlatego to pytanie jest złe. I to jest jeden z istotnych elementów „wojny kulturowej”. Gdy na ważne i trudne pytania etyczne musimy odpowiadać „tak” lub „nie”, bez możliwości dalszych wyjaśnień. Ci, którzy chcą nas wkręcić w te złe pytania, używają często biblijnego argumentu, przytaczając słowa o tym, że nasza mowa powinna być „tak, tak” lub „nie, nie”. Zakłamując ten cytat „zapominają” dodać, że chodzi o to, by być tak prawdomównym, aby nie było potrzeby przysięgania z naszej strony (co byłoby łamaniem przykazania o nadużywaniu imienia Bożego). A nie o to, by ukrywać wszelkie wątpliwości oraz złożoność problemów do rozwiązania. Sam Pan Jezus na pytanie o godziwość płacenia podatków nie odpowiada „tak” lub „nie”. A raczej wskazuje na różne aspekty moralne i religijne. 

Pytania, które stawia się w „wojnie kulturowej” są złe głównie dlatego, że nie pozwalają na pogłębioną dyskusję, na wskazanie argumentów „za i przeciw”. Domagają się tylko „tak” lub „nie”. I nic ponadto. Są to często pytania o poważne kwestie (jak np. o początek i koniec ludzkiego życia) ale postawione w niepoważny sposób. Nieliczący się z naszą inteligencją i wrażliwością etyczną.

Wybór etyczny

Co w takim razie robić? Najuczciwszą reakcją jest odmowa udziału w takiej „nieuczciwej” dyskusji. Wiadomo, że bojkotem narazimy się tym, którzy chcą nas sztucznie podzielić. Będą nam zarzucać właśnie kręcenie, niezdecydowanie, brak pryncypiów itp. Ale nie możemy pozwolić, by z dysputy robiono pyskówkę. A przede wszystkim nie wolno godzić się na zamykanie nam ust. A referendalna forma pytań bywa, że do tego się sprowadza: nie interesuje nas to, co sądzisz, ale tylko twoje „za” lub „przeciw”.

Dlatego nie negując potrzeby referendum w sprawach praktycznych, trzeba poważnie zastanowić się, czy może być ono godziwe w sprawach etycznych. Żeby nie było tak łatwo, musimy zauważyć, że często konkretne decyzje polityczne i społeczne mają również wymiar moralny. Stąd trzeba nam odróżnić politykę od partyjniactwa. Gdy wzywamy do głosowania nad tym, co będzie lepsze dla dobra wspólnego (czyli tego co jest celem „szlachetnej” polityki), pewnie mamy do tego pełne prawo. Natomiast, gdy referendum tak naprawdę jest wykorzystywane do „wymuszania” poparcia dla jakiejś partii, to jest niegodziwe. I mamy pełne prawo odmówić udziału w nim.

Wybór polityczny

Sęk w tym, że taka odmowa staje się nie tylko wyborem etycznym, ale też deklaracją polityczną. Bo nie tylko nie godzę się na „wkręcanie” mnie w zbyt prostacki wybór, ale też potępiam autorów takiego a nie innego pytania, czyli jakąś partię. A skoro jest to wybór polityczny, to mam demokratyczne prawo do tajności. To czy biorę czy też nie biorę udziału w referendum powinno być tajne.

Tak jest w sytuacjach chorych. Za PRL-u (sytuacja tylko pozornie demokratyczna, zwana demokracją ludową) udział w wyborach lub jego brak już był wyborem. Bo wyboru nie było. Przy złych pytaniach referendalnych (kpiących ze zdrowego rozsądku), podobnie jak za komuny, rezygnacja z odpowiadania na nie jest deklaracją wyborczą. I dlatego w takiej sytuacji wyborca powinien być chroniony przez tajność swojej decyzji o udziale bądź nie.

Już same pytania mogą być złe. Mogą demoralizować, zachęcając do nieetycznych odpowiedzi. Ale także sposób ich zadania, wykluczający pogłębioną odpowiedź, może zwyczajnie ogłupiać.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.