Zawłaszczanie świątyń

Zwłaszcza w trudnych czasach mamy tendencję do odpowiadania na dzieła ideologiczne naszymi instalacjami, które mają „rąbać między oczy”, a nie zostawiać pole do modlitwy i przemyśleń.

Słaby to obraz, gdy trzeba wyjaśniać, o co autorowi chodziło. 

Film fabularny staje się przegadany najczęściej dlatego, że reżyser nie poradził sobie z obrazami. Sceny okazały się zbyt kiepskie, by przemawiać bez słów. Sztuka zbyt dosłowna przestaje być dziełem, a staje się propagandą. Stąd tak negatywnie – za zbytni realizm – oceniamy np. socrealizm. Podobna kiczowatość wdziera się w sferę religijną.

Kato-realizm jednym pasuje, drugich odrzuca. Możemy powiedzieć, że to kwestia gustu. Ale gdy dotyczy nie tylko „własnej izdebki”, lecz także przestrzeni wspólnych, jak świątynia czy jej otoczenie, to sprawa się komplikuje.

Ktoś nam skradł świątynię

Nieraz mamy poczucie zawłaszczenia. Oto nasza wspólna przestrzeń jest zawłaszczana przez jakąś opcję i to wbrew naszej woli. Tak było z malowidłami na dworcach kolejowych w okresie stalinowskim, z wielkimi napisami na PRL-owskich zakładach pracy, z transparentami niesionymi pod przymusem na obowiązkowych pochodach i manifestacjach. Ktoś sprawował władzę zawłaszczając przestrzeń publiczną i po trosze również prywatną.

Podobnie działo się i dzieje się w Kościele. I tu granica między sztuką a propagandą jest dość cienka. Zwłaszcza w trudnych czasach mamy tendencję do odpowiadania na dzieła ideologiczne naszymi instalacjami, które mają „rąbać między oczy”, a nie zostawiać pole do modlitwy, przemyśleń, wypracowania własnego zdania. Ileż kościołów budowanych z myślą o ponadczasowości, przemawiających architekturą, wytwarzających nastrój zapraszający do sacrum, grających niedopowiedzeniami skłaniającymi do poszukiwania we własnym wnętrzu, zostało zmasakrowanych dosłownością instalacji, które dodał tam jakiś gorliwiec. Ze świątyń zrobiono wiecownie. Doraźny cel przesłonił podstawowe funkcje.

I kiedy biją po oczach transparenty i hasła, mamy poczucie, że ktoś nam skradł świątynię. Ktoś tu robi „politykę” religijną, wciska nam swoje poglądy zamiast zostawić przestrzeń na spotkanie z Bogiem i wspólnotą. Dodawany wszędzie, gdzie się tylko da, katorealistyczny kicz nie tylko obraża poczucie estetyki, ale też okropnie spłaszcza relacje z Bogiem i między wiernymi. Ma wpływ na jakość naszej modlitwy, pewnie też z czasem i na poziom kazań. Więcej: to, jak wyglądają znaki liturgiczne i sakramentalne warunkuje w pewnym stopniu, czy traktujemy je magicznie. A więc, czy załatwiają nam (kończą) całą sprawę, czy raczej są znakiem zapraszającym do drogi, do pogłębienia relacji, do dalszych poszukiwań.

Jak najwięcej

Kwiaty mogą podkreślać pierwszorzędne znaczenie ołtarza i eksponować jego mensę. Ale często bywa, że wysuwają się na pierwszą pozycję i ołtarz traktują jak podstawkę pod roślinność. Do tego trudno się dopatrzeć w ich dobraniu i ułożeniu jakiejś myśli, poza intencją zakrycia wszystkiego obfitością rodem z kwiaciarni. Jaki sens ma gromadzenie się wokół ołtarza, którego nie widać? Oczywiście nie oskarżam nikogo o złe intencje. Raczej o brak wyczucia i nieprzemyślane działanie. Przy czym wielką rolę odgrywa tu intuicja i głębia danej osoby. Dlatego nieraz skromny bukiet polnych kwiatów, położony zupełnie spontanicznie, jest głębokim znakiem liturgicznym.

Podobnie nie oskarżam tych, którzy mnożą krzyżyki. Ale uważam, że szkodzą. Krzyż przy ołtarzu to podstawa, skoro Eucharystia jest uczestnictwem w jedynej Ofierze Chrystusa właśnie na krzyżu. Co jednak dzieje się w naszej duszy, kiedy widzimy, jak krzyż sprowadzany jest do ornamentu? Czy ten znak mocniej przemawia, gdy jest powielany w nieskończoność? Na obrusach, bieliźnie kielichowej, ornatach, obrazach, kratach, różnych elementach wystroju? Czy to nie jest banalizacja?

Wielu gospodarzy chce coś po sobie zostawić na wieczną pamiątkę. Dlatego dostawiają (lub zmieniają) często istotne elementy wystroju świątyni lub jej okolic. A to grotę się zafunduje, a to zmieni ołtarz, a to nowy obraz powiesi się w widocznym miejscu, może jakaś kolejna figura Matki Bożej. Brutalnie zawłaszczają przestrzeń, gdy nie liczą się ze stylem architektonicznym, gdy łamią linie, na których oparta jest atmosfera wnętrza, gdy po prostu zaśmiecają realizmem to co symboliczne.

A nasze wspólne przestrzenie (też świeckie) oparte są na symbolach. To dzięki nim komunikujemy. Zwłaszcza to co głębsze.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.