Heroizm rodziny Ulmów został wyniesiony na ołtarze. Stał się wzorem do naśladowania. To nie było przypadkowe męczeństwo. Rodzice przez parę lat mogli się spodziewać tego, co w końcu się stało z ich rodziną. Słyszeli o podobnych przypadkach i o tym, jak się skończyły. Byli świadomi gróźb ze strony okupanta. Ostrzegano ich.
Ostrzegali zapewne ci, którzy byli przeciwni Żydom. Prawdopodobnie i ten, który chciał przejąć majątek po ukrywających się. Ale i zapewne po prostu ludzie życzliwi, którzy bali się o przyszłość swoich sąsiadów. Namawiali do roztropności, do odpowiedzialności za siebie i bliskich.
Podobnie rodzina Jezusa, z Jego Matką na czele, chciała, by Jezus zachowywał się trochę bardziej racjonalnie. By się regularnie odżywiał (bo nie miał nawet czasu, by zjeść). Robili to z życzliwości. Tak się troszczyli o Niego, że tłumaczyli go jakimś odejściem od zmysłów. A On odpowiadał tłumacząc, kto jest teraz jego nową rodziną.
Ulmowie też zapewne uważali, że mają teraz pod dachem nową rodzinę. Jakże mogli się jej pozbyć? Ci ludzie z nimi pracowali, żywili się, spali pod jednym dachem.
Może życzliwi się spóźnili? Może powinni wcześniej ich ostrzec, zanim przyjęli uciekinierów do swojego domu? Potem było już za późno. Im dłużej razem, tym trudniej pozbyć się „groźnych” gości, bo przestają być tylko gośćmi.
Nie tylko okupacyjne dylematy
To nie są oczywiście tylko okupacyjne dylematy. I teraz można się narazić różnym czynnikom upominając się o uchodźców czy pomagając nielegalnym emigrantom. Ale też w mniejszej skali każdy z nas może stanąć wobec wyboru, czy i kiedy „pozbyć się” z domu schorowanego rodzica (czyli, czy oddać go do zakładu opieki). Lub co zrobić z niedołężnym kotem lub psem, od lat dzielącym z nami mieszkanie, a teraz blokującym nasze podróże. Możemy wtedy usłyszeć dobre rady od ludzi życzliwych. Rady, które zniechęcają do heroizmu lub nie. Czy potępimy za to przyjaciół?
Powstaje tu inne pytanie, ale też wiążące się z odpowiedzialnością. Na ile możemy wynosić na ołtarze, czyli przedstawiać jako wzór do naśladowania, decyzje i czyny heroiczne, które doprowadziły do tragedii? A robimy tak. Nie chodzi tylko o męczenników. Mamy też katechizmowy przykład, gdzie przytacza się motto św. Dominika Savio „Prędzej umrę niż zgrzeszę”. To ma być wzór dla dzieci.
Czy ci, którzy tak polecają uczyć na lekcjach religii, naprawdę wezmą odpowiedzialność za konsekwencje? Czy w ogóle sobie zdają z nich sprawę?
Kogo naśladować?
Wiem, że tragedia Ulmów to inna historia. Rodzice zresztą, jeśli nawet liczyli się ze śmiercią, to raczej z własną, a nie dzieci. Bo nawet oprawcy nie spodziewali się, że dostaną rozkaz zabicia maluchów. A jednak, czy bł. Wiktoria i Józef powinni być dla nas wzorem? A może powinniśmy naśladować tych, którzy ich ostrzegali?
Nie wiem. Trudno znaleźć odpowiedź. Wiem jednak, że trzeba uważać, jak opowiada się o tej historii. Pomijam już wszystkie „utargi” polityczne związane z wojną kulturową. Choć one kuszą do narracji nieliczącej się z dobrem i wrażliwością słuchaczy. Ale nawet jeśli mamy szlachetne pobudki i chcemy uwrażliwić na niedolę prześladowanych, którym odbiera się prawo do godnego życia, to róbmy to spokojnie. Właśnie spokojnie. Niech wzory nie będą zerojedynkowe. Stawiamy je na ołtarzu nie po to, by były idealne, gotowe do wzięcia i zastosowania. By dzieci mogły je w prosty i bezmyślny sposób dosłownie praktykować. To jest groźne, jak obcinanie sobie członków (patrz: Orygenes posłuszny „zachęcie” z Ewangelii).
Niech tym błogosławionym przykładom nie odbiera się prawa do wątpliwości, do szukania głębszego sensu, do strachu, do „piekła etycznego”. Takie dylematy potwierdzają autentyzm heroicznych decyzji. Ulmowie byli zaangażowani w modernizowanie pracy na wsi, w sprawy społeczne i kulturalne (teatr, fotografika). Uczęszczali na spotkania Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”, który postulował reformę rolną (a hierarchia kościelna widziała w niej zagrożenie dla swojego stanu posiadania). Byli mądrymi, wrażliwymi ludźmi, a nie „ciemną masą”. Tym bardziej warto wczuć się w wielowymiarowość ich spojrzenia w twarz bliźniego, mówiącą „nie zabijesz mnie”.
Heroizm nagradzamy medalami i tytułami. Nie możemy go jednak wymagać. Kościół wychwalał męczenników. Ale nie pozwalał na aktywne szukanie śmierci. Choć niełatwo ustalić, kiedy granice ryzyka zostały przekroczone.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.