Wszyscy jesteśmy winni

Skoro oburzonym nie wystarcza, że jest to stara chrześcijańska prawda, iż każdy człowiek jest grzeszny, to chyba trzeba im pokazać, że wojna w Ukrainie to nie tylko wina Putina.

Posypały się gromy na papieża za wpis: „wszyscy jesteśmy winni”. Skoro oburzonym nie wystarcza, że jest to stara chrześcijańska prawda, iż każdy człowiek jest grzeszny, to chyba trzeba im pokazać, że wojna w Ukrainie to nie tylko wina Putina.

Franciszkowi, gdy mówi o wszystkich, najczęściej chodzi o ludzkość. I to nie o każdego człowieka, lecz o tych, którzy mają jakiś wpływ i których głos się liczy. Inaczej mówiąc: o tych, którzy są w centrum, a nie na peryferiach. Którzy mogą rzeczywiście wybierać rządzących, bo żyją w krajach, w których demokracja jest rzeczywista, a nie ludowa (jak w PRL), narodowa (jak w III Rzeszy) czy taka jak w republikach islamskich. Chodzi o ludzi, którzy mają dostęp do wolnych mediów. Bo odpowiedzialność, a więc wina lub niewinność, zależy od możliwości wybierania.

To ludzie wolni mogą niestety wybierać polityków uważających (jak Bismarck), że wojna to przedłużenie dyplomacji. Tacy wyborcy są winni tolerowania wojny i przygotowań do niej. Odpowiadamy moralnie za nasze głosowanie lub jego brak. W różnym stopniu, to prawda. Ale nawet nie głosując i przez to nie powstrzymując polityków flirtujących z dyktatorami zdolnymi do posługiwania się masakrą, zaciągamy winę.

Papież w imię przykazania „Nie zabijaj” nie odbiera nikomu prawa do obrony koniecznej, lecz dostrzega dysproporcję między reakcją świata na zbrodnie Putina w Ukrainie, a podobnymi w Syrii. Ta dysproporcja to też wina, bo ona ośmieliła zbrodniarza.

Myślę, że Franciszek pisząc „wszyscy” zaczyna od bicia się we własne piersi, bo przecież współpracował z Cyrylem (teraz popierającym napaść Rosji na Ukrainę) w doprowadzeniu do porozumienia między USA a Kubą. W ten sposób budował jego autorytet, choć wiedział o jego agenturalnej przeszłości. Mówiło się nawet o dużym prawdopodobieństwie wizyty papieskiej w Moskwie.

Perspektywa ucywilizowania Rosji okazała się pokusą nie tylko dla Kościoła, ale i dla wielu polityków. Dlaczego pokusą? Bo liczyli na nawrócenie jedynowładcy, a nie na zmianę systemu politycznego. Chcieli obłaskawić cara, a nie domagać się wolności dla ludu. Winni są naiwności, że zmiana się dokona, bo władca będzie lepszy. Przez wieki tak myśleliśmy. Także jezuici pragnęli wychowywać władców. A historia uczy nas, że nie można polegać na cnotach jednostki-autokraty, lecz trzeba budować system, w którym władza podlega kontroli.

Gdy słyszymy, że jesteśmy winni tej wojny, to niekoniecznie chodzi o nasze złe intencje. Można być winnym, bo jest się „pożytecznym idiotą” i realizuje się nieświadomie politykę, której przedłużeniem jest wojna. Na przykład podsycając uprzedzenia. 

Można być też winnym naiwności. Nawet Boga o nią oskarżają, skoro zaufał Saulowi i Dawidowi – dobrym królom, którzy jednak zbyt długo mieli władzę absolutną i zaczęli krzywdzić (zabijać) w imię utrzymania władzy.  A my, widząc przepych dworu pochlebców nadskakujących satrapie, nie jesteśmy naiwni, gdy sądzimy, że pycha nie popchnie go do zbrodni? 

Taka naiwność też jest zawiniona, bo najwyraźniej Historia niczego nas nie nauczyła.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.