Vox populi w masce?

Ja po synodzie spodziewałbym się innego owocu. Mianowicie zmiany sposobu prowadzenia debaty wewnątrzkościelnej.

W synodzie o synodalności nie chodzi o dokument końcowy. Wiadomo, że z samych dokumentów niewiele jest pożytku. Chodzi raczej o zmianę stylu prowadzenia obrad synodalnych.

Dotychczas do uczestnictwa w synodach byli zapraszani wybrani świeccy. Tacy, którzy mieli coś ciekawego do powiedzenia i było wiadomo, że słuchanie ich nie będzie stratą czasu (a przynajmniej: takie żywiono nadzieje). Stąd obrady były raczej elitarne i prosty wierny z nimi się nie utożsamiał. Były również dość przewidywalne, bo z góry wiedziano, co dany specjalista ma do powiedzenia. 

To podobnie jak z zapraszanymi gośćmi w mediach. Redakcje proszą o wypowiedzi tych, o których mniej więcej wiedzą, co i jak powiedzą. Wtedy mogą odpowiednio zaaranżować dyskusję i nie tracą zbyt wiele czasu na wybieranie pasujących im opinii. Takie podejście wydaje się dość praktyczne, ale prowadzi do nudy i godzi w wiarygodność. Zbyt to wszystko jest wyreżyserowane, by dawało poczucie autentyzmu. Pewnie dlatego synody nie cieszyły się dotąd popularnością wśród wiernych. Wyjątkiem było oczekiwanie na jakąś konkretną decyzję, np. o związkach niesakramentalnych czy celibacie w Amazonii.

Obecny synod ma to zmienić. Powinien zaangażować wszystkich wiernych. Nie dobiera się uczestników według jakiegoś kryterium lub przewidując, czy będą się ciekawie i na temat wypowiadać. Należy wysłuchać wszystkich, nawet tych, którym ostatnio z Kościołem nie po drodze.

Po co to wszystko?

To dość mozolne i niepraktyczne. Do tego może być przyczyną zawodu. Bo ludzie się wypowiedzą. Ktoś to zapisze. Zostanie to wplecione w jakiś dokument sprawozdawczy. I tyle! Ludzie zaczną się zastanawiać, po co to? Ich opinia zalegnie gdzieś pośród milionów innych. I tyle z tego będzie. Przecież i tak najwięcej zależy od redaktorów tych dokumentów. A oni zawsze znajdą wypowiedzi, które sobie wyeksponują, poprą podobnymi i uzyskają wrażenie jakie im pasuje. Tak jak w redakcjach medialnych. Sławne i nadużywane: „Internauci twierdzą…”.

Jeśli oczekujemy, że najważniejszym owocem tego synodu będzie „rewolucyjny” dokument końcowy, to niemal pewny jest zawód. Bo znajdzie się w nim zapewne tak dużo, że każdy po staremu będzie mógł argumentować za swoim. Ja po synodzie spodziewałbym się innego owocu. Mianowicie zmiany sposobu prowadzenia debaty wewnątrzkościelnej. I tu nie chodzi tylko o to, kogo pytamy (już nie tylko wyselekcjonowanych). Ale o to, jak z nimi rozmawiamy. Gdzie ich szukamy. Jakie relacje nawiązujemy. Mam nadzieję, że nauczymy się tworzyć przyjazne środowisko wymiany opinii, które pozostanie na dłużej niż tylko na czas ankiety. 

Każdy rasowy dziennikarz wie, że bez atmosfery zaufania trudno o dobry wywiad. Ale czy możliwe jest tworzenie więzi i budowanie płaszczyzn przyjaznej wymiany, gdy pandemia wymusza izolację i pozostaje tylko Internet? Dlatego postulowałbym przedłużenie synodalnego etapu podstawowego na czas po pandemii. To twarz a nie maseczka budzi zaufanie.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.