Vendetta a religia

Obserwujemy takie osoby, a i całe społeczności, które nie tylko żywią urazę, ale i żywią się urazą. Poczucie krzywdy jest dla nich pożywką. Nakręca ich czyny lub ich brak.

Istnieje taki zwrot: żywić urazę. Wskazuje on na pewien negatywny stan. Większość z nas życzyłaby sobie, by został on przezwyciężony. Pragniemy, by ludzie – w tym i my – byli wolni od podobnych sytuacji. A jednak obserwujemy takie osoby, a i całe społeczności, które nie tylko żywią urazę, ale i żywią się urazą. Poczucie krzywdy jest dla nich pożywką. Nakręca ich czyny lub ich brak. Wzmacnia emocje, a zwłaszcza przedłuża i ciągle odgrzewa uczucia.

Uraza usprawiedliwia dążenie do odpłaty, do pomsty. I zazwyczaj utrudnia pojednanie i wybaczenie. Zwłaszcza wtedy, gdy jest pożywką, gdy nas nakręca.

Emblematycznym przykładem jest włoska mafia hołdująca zasadzie vendetty. Tam honor nie pozwala na zrezygnowanie z zemsty. Pojednanie jest traktowane jak zdrada rodziny. Na tej zasadzie jest oparta swoista kultura trwająca przez pokolenia. Urazę dziedziczy się po przodkach. I nawet jak osobiście nie doznałem krzywdy od tych „innych”, to jednak żywię do nich urazę wyssaną z mlekiem matki. Jest to zatem uraza, którą żywię w podwójnym znaczeniu. Noszę ją w sercu i podlewam ją, by nie zmarniała. Najczęściej ktoś mi w tym pomaga i przypomina o obowiązku pomszczenia krzywdy.

By krzywdziciel był odwieczny

Niestety, nie są to mechanizmy, które odchodzą w niebyt wraz z zanikaniem starej camorry. Mamy np. do czynienia z mediami, które żywią się poczuciem krzywdy wśród słuchaczy i dlatego owo poczucie rozniecają. W ten sposób tworzą koła swoich wiernych wyznawców. Powstaje wtedy rodzaj religijności opartej na resentymencie. Jesteśmy lepsi (od celników, grzeszników, pogan, Niemców, Rosjan itp.), bo zostaliśmy skrzywdzeni. Bo jesteśmy ich ofiarami.

Z takiej perspektywy pojednanie jest groźne – byłoby zniszczeniem podwalin tego poczucia wyższości. Najlepiej mieć wroga, z którym nie można się pojednać. Stąd przedstawia się go jako fałszywego, niegodnego zaufania, krętacza, który zawsze oszukuje. Wtedy spokojnie można wzywać do niedawania mu wiary, zwłaszcza gdy szuka zgody. Tak też kreuje się politykę historyczną, by krzywdziciel był odwieczny. On ze swojej natury ma być zagrożeniem. Stąd każda próba pojednania czy szukania kompromisu jest traktowana jako zdrada.

Wydawałoby się, że takie patrzenie na sąsiadów jest odrealnione. A jednak znaczna część przekazu politycznego jest budowana na resentymencie. Nie liczy się program ekonomiczny i socjalny. Liczy się nagonka na owych krzywdzicieli, nawet jeśli programowo są nam bliscy.

Chrystus czyli ofiara

Niestety, również nasza religijność jest tak budowana. Okres rozbiorów, a zwłaszcza romantyzm wykształcił w nas urazy w sferze narodowej. Budujemy poczucie dumy narodowej na wywyższaniu się nad inne narody (Polska Chrystusem narodów). Co prawda mają one cechy, których im zazdrościmy, ale wypieramy to, rozdrapując zadane nam przez nich rany. Nasze wady nie są już wtedy okazją do rachunku sumienia i reformy, ale wynikiem tego, że nas skrzywdzono i nie mogliśmy się odpowiednio rozwinąć. Są zatem okazją do wypominania oprawcom krzywd nam zadanych.

Kluczowe jest tu pojęcie ofiary. Być Chrystusem oznacza tu bycie ofiarą. Jesteśmy ofiarą zabitą przez „zaborców”. To gloryfikuje krzywdę, a więc i urazę. Im większe cierpienie, tym wspanialsza nobilitacja. Niestety ciągle jeszcze pokutuje pogląd, że takie właśnie spoiwo powinno łączyć naród z katolicyzmem. A Pan Jezus ostro reagował na podobne myślenie. „Czy myślicie, że oni byli większymi grzesznikami?” – pytał, gdy doniesiono mu, że Piłat zmieszał krew Galilejczyków z krwią ich ofiar (por. Łk 13,1-5).

Chowanie urazy umożliwia też pewien szantaż emocjonalny wobec sąsiadów. Skrzywdziliście, więc nie macie prawa do krytyki. Odmawia się im prawa do domagania się jakiejś równowagi we wzajemnych relacjach czy wręcz do podstawowej sprawiedliwości.

Trochę tak jak w pewnym dialogu małżeńskim:

– Dlaczego nie przestaniesz mówić o moich dawnych błędach? – zapytał mąż. – Myślałem, że mi już przebaczyłaś i zapomniałaś.

– Oczywiście. Przebaczyłam i zapomniałam – odpowiedziała żona. – Ale chcę być pewna, że ty nie zapomnisz, że przebaczyłam i zapomniałam.
(Anthony De Mello, Śpiew Ptaka, Verbinum 1996, s. 151)

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.