Uchodźcy a post 

Post to swoisty trening przed „wodzeniem na pokusę”. Te małe zwycięstwa to wzmacnianie się na chwile poważnej próby, gdy patrzymy w twarz potrzebującego. Bywa, że długo patrzymy.

Patrząc na przedwielkopostną kolorową okładkę poczytnego magazynu katolickiego zastanawiałem się nie tylko nad tym, czy rzeczywiście Wielki Post jest specjalnym czasem na opieranie się pokusom, czy raczej zawsze winniśmy się im opierać. Zadziwił mnie też dobór „pokus”. Cukierki, czekoladki, ciasteczka… to jeszcze rozumiem. Ale gra w domino?! Nie wspomnę o kawie.

Nie chcę pastwić się nad redakcją. Lecz zasmuca mnie trywializacja postu prowadząca do jego odrzucania. Dlaczego? Oprócz tego, że obserwujemy renesans różnych wyrzeczeń, świadomego żywienia, treningów na siłowni, diet (i to wcale nie w kontekście religijnym) służących zdrowiu ciała i umysłu a także ocaleniu planety, to jeszcze widzimy jak ochoczo wielu ludzi mobilizuje się do pomocy uchodźcom z Ukrainy. Żeby się nimi zająć potrzeba zazwyczaj pewnego wyrzeczenia, podzielenia się domem, jedzeniem, czasem. Czyli zrobienia miejsca dla bliźniego własnym kosztem.

Na początku ta aktywność może być napędzana litością, solidarnością, odruchem serca, a nawet (nie bójmy się tej emocji) niechęcią do Putina. Ale gdy pomieszkiwanie u nas będzie się przedłużać, to „pary” która napędzała przez dni lub tygodnie na miesiące (nie mówiąc o latach) może już nie wystarczyć. Oczywiście w takiej sytuacji mamy prawo oczekiwać pomocy od państwa. Ale nawet wtedy, gdy otrzymamy pomoc strukturalną, nasza „cnota” może być wystawiona na dużą próbę.

Post, czyli trening

I właśnie chodzi o przygotowanie na tę próbę. Post to swoisty trening przed „wodzeniem na pokusę”. Odmawiam sobie czegoś, by zobaczyć, jak to jest, czyli by oswoić brak, by się go nie bać tak strasznie. Perspektywa pomagania uchodźcom przez przedłużający się w nieskończoność czas może być nieznośna. Boimy się jej. Post pozwala doświadczyć na małym, jak nieraz fajnie jest wyrzec się czegoś. Daje to na przykład poczucie lekkości, satysfakcji z pokonania swoich lęków, radochy z wolności wobec obaw, sensu, bo się uratowało zdrowie własne i Ziemi. Te małe zwycięstwa to wzmacnianie się na chwile poważnej próby, gdy patrzymy w twarz potrzebującego. Bywa, że długo patrzymy. Czasem nawet wydaje nam się, że zbyt długo.

Może wtedy trzeba poprosić o pomoc dla naszego pomagania, może trzeba się tego domagać? Przyznać się, że sami nie damy rady? A post (zwłaszcza złamany) uczy nas, że słabi jesteśmy i nie dajemy rady. Nawet w kwestii tak małej, jak ciasteczko.

Zrobienie miejsca bliźniemu to zysk. Bogacz z Ewangelii nie przyjął Łazarza i stracił brata (tego siódmego). Przyjmując migrantów możemy zyskać rodzinę. A z rodziną różnie się wychodzi. Bywa, że to prawdziwa sztuka przetrwania.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.