Zazwyczaj strach wiążemy z grzechem w ten sposób, że po przestępstwie boimy się jego konsekwencji i kary, o ile wyjdzie na jaw, że to nasza wina. Natomiast chyba o wiele groźniejszym jest odwrotny związek. Mianowicie chodzi o lęk, który poprzedza grzech i prowadzi do niego. Żyjemy w atmosferze strachu przed kimś (bardziej niż przed czymś) i zaczynamy kombinować, jak uzyskać to, co nam potrzebne. Ale nie wprost – jawnie i uczciwie – lecz tak, by uśpić czujność kogoś, kogo się boimy, a od kogo zależymy. Upatrujemy w nim rywala, zatem próbujemy go oszukać.
Takie nastawienie możemy mieć wobec Boga lub wobec życia jako takiego. Nie spodziewamy się obdarowania, zatem kradniemy. Wszędzie widzimy zakazy mające nas pozbawić szczęścia, a nawet życia. Jak choćby zakaz spożywania owoców ze wszystkich drzew rajskiego ogrodu. W rzeczywistości, według opowiadania o podstawowym grzechu, Bóg zakazał spożywania tylko z jednego drzewa (lub dwóch). Ale pokusa polegała m.in. na pokazaniu Go jako autora nakazu, który miałby pozbawić ludzi możliwości wyżywienia się. Bo przecież nic innego wtedy nie jedli. Ta przesada musiała wywołać strach przed Bogiem. Zresztą wyraźnie wyartykułowany: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.
Oszukani w tym, co najintymniejsze
Nagość to symbol bezbronności i jednocześnie otwarcia na relację zjednoczenia. To bardzo delikatna sytuacja. Może prowadzić do przekroczenia siebie, do wyjścia z egoizmu i spełnienia w relacji miłosnej. Ale też niestety, jeżeli jest nacechowana lękiem, może spowodować głębokie rany, zamknięcie i niezdolność do takiej relacji. Wykorzystana przez kogoś, kogo się boimy, bo stosuje przemoc lub wykorzystuje swoją pozycję społeczną albo nasze uzależnienie od niego, staje się przeżyciem tragicznym, naznaczającym całe życie właśnie lękiem. Wszystko zaczyna być podszyte strachem przed ponownym ugodzeniem. A to niszczy odwagę potrzebną do kochania. Trudno wtedy się przed nim nie bronić.
Patrząc z takiej perspektywy na zepsutą kondycję naszego życia (zwaną nieraz grzechem pierworodnym) możemy wyczuć, dlaczego ilustruje ją paraliżujące spojrzenie węża. Wtedy rządzi strach! Czy zatem chodzi o dynamikę winy i kary? Czy raczej o bezradność skrzywdzonego?
Zostaliśmy oszukani w tym, co najintymniejsze. I dlatego nasza nagość domaga się ukrywania.
Czy jest miejsce na religię miłości?
Ludzie w kryjówkach to ludzie przestraszeni. Ich poznanie życia i Boga jest zniekształcone. A my, posługując się religią, budowaliśmy naszą cywilizację w oparciu o strach. Uważaliśmy, że społeczeństwa można utrzymać w ryzach dyscypliny (dającej poczucie bezpieczeństwa) tylko w oparciu o system kar. I to kar tak nieuchronnych, że dopadających ludzi także po śmierci. Nawet teraz – w dobie starcia ideologicznego między demokracją a autokracją – wielu hołduje populistycznemu hasłu oddania władzy mocnym dyktaturom, które strachem wymuszają dyscyplinę. Wolność poświęca się na ołtarzu bezpieczeństwa.
Czy zatem jest jeszcze miejsce na religię miłości? Pytanie to wydaje się oklepane. A jednak konsekwencje religijności opartej na strachu jeszcze bardziej wikłają nas w dziedzictwo zwane grzechem pierworodnym. Powiemy: nihil novi sub sole. Zapewne. Ale jednocześnie jest ono ciągle aktualne.
Lekarstwo? „Nie bój się, Maryjo”. To oznacza m.in., że nie możemy wychowywać w oparciu o strach. Relacje społeczne budowane bez bicza wydają się utopią. Ale utopijna była również propozycja anioła Gabriela. A jej przyjęcie było owocem wyzwolenia od popsucia podstawowego zaufania do miłości, czyli efektem Niepokalanego Poczęcia.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
![](https://wiam.pl/wp-content/uploads/2021/06/12034249_101173336906023_4719566510687030023_o.jpg)
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.