Kandydaci do kapłaństwa w obrządku greckokatolickim opowiadają, że nie jest im łatwo znaleźć kandydatkę na żonę (a żenić się mogą tylko przed święceniami). Dziewczyny nie chcą pełnić tej roli społecznej i być ciągle na świeczniku. Wszyscy przyglądają się żonie księdza, jak się prowadzi, w co się ubiera, gdzie chodzi i do kogo zagląda. Ciąży na niej presja społeczna i odpowiedzialność za to, jakiego proboszcza mają parafianie, czy jest szczęśliwy i zrównoważony emocjonalnie.
Do tego jeszcze dochodzi rola „sekretarza” swojego męża. Żona jest jakby pośrednikiem między wiernymi a kapłanem, czyli należy do stanu duchownego, choć nie ma święceń. To ona omawia z mężem komu warto zaufać, a na kogo lepiej uważać. To ona ma wpływ na męża, który jest przewodnikiem wspólnoty.
Podobną sytuację przeżywała żona Mojżesza (Kuszytka, nie Żydówka). Byli o nią zazdrośni jego krewni: starsza siostra Miriam i brat Aaron. Plotkowali. Źle mówili o swoim bracie i wskazywali na zbytnie wpływy jego żony. Bóg dał im do zrozumienia, że chodzi o napięcie między bezpośrednim dotarciem do Niego, a zapośredniczonym (por. Lb 12).
W tym kontekście wymowna jest decyzja papieża Franciszka o zamieszkaniu w Domu Marty, zamiast w apartamentach papieskich. Uzasadniał on swoją decyzję tym, że w tym wielkim apartamencie czuł się jakby mieszkał pod odwróconym lejkiem. Tzn. było tam dużo miejsca, ale bardzo wąskie wejście, w którym ruch regulowali sekretarze. To oni decydowali o tym, kto był wpuszczany, kto nie. Kto miał szanse na spotkanie z papieżem, a kto był trzymany poza zasięgiem Jego Świątobliwości. Nie przypadkiem grupa najbliższych współpracowników Jana Pawła II była nazywana właśnie „Apartamentem”.
Pośredniczę, czyli odgradzam
Stan duchowny jest popularnie rozumiany jako powołany do tego, by pośredniczył między ludem a Bogiem. Ale to pośredniczenie zawiera w sobie odgradzanie. Skoro pośredniczę, to utrwalam pozycję wiernych jako korzystających z pośrednictwa, czyli niemających bezpośredniego dostępu. Spór z protestantami dotyczył też tej kwestii i rzutował na rozumienie natury święceń czy ordynacji. Tego, czy wprowadzają w inny stan – stan duchowny.
Wydaje się, że Kościół w swoich początkach nie był stanowy (bracia i siostry). Stanowość przejął od świata, zwłaszcza feudalnego. Zaowocowało to m.in. osobnymi sądami dla duchownych, podobnie jak dla szlachty czy innych stanów. Wiązało się to z odmiennymi prawami i obowiązkami. Obecnie nasza cywilizacja nie jest już stanowa. Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. A jednak ciągle mówimy o stanie duchownym.
Rodzice bywają dumni z tego, że dziecko się wybiło i dostało do wyższej klasy społecznej (choćby nieformalnej): inżynier, lekarz, profesor… Również księża odczuwają presję z powodu dumy swoich rodziców. I wtedy kryzys powołania przychodzący po śmierci mamy jest jakoś zrozumiały. Powstaje jednak głębsze pytanie: czy ktoś, kto chce pójść za Jezusem, chce Go naśladować, myśli o tym, by być Jego osobistym sekretarzem reglamentującym dostęp do Pana, decydującym za Niego… czyli szarą eminencją?
Czy nie taki model kapłaństwa wywołuje kryzys powołań? Nawet uczniów Jezusa do niego ciągnęło: „Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego”. (Mk 10,13)
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.