Do klasyki duchowości należy rozróżnienie między modlitwą defensywną a ofensywną. Zdajemy sobie też sprawę z tego, że bywa modlitwa agresywna, mająca na celu zaatakowanie kogoś, wytknięcie go palcem. Bywają akcje modlitewne, które mają wskazać wroga albo nowenny potępiające – podkreślające błędy tych, za których się modlimy. Gdy dostaję do odprawienia Mszę w intencji „o nawrócenie rodziny”, to zawsze zastanawiam się, jak czułaby się owa rodzina, gdyby była wtedy w kościele. Czy tak sformułowana intencja nie jest przypadkiem jak granat zaczepny? Ma za zadanie uderzyć?
Moment jest istotny
Ale okazuje się, że są też modlitwy spóźnione. I nie chodzi tylko o celebrowanie w intencji „o szczęśliwy przebieg operacji”, kiedy już jest po operacji i po pogrzebie. Istnieje też opóźnienie wymowne. Intencja wynika bowiem najczęściej z dostrzeżenia jakiegoś problemu. Na przykład: wołamy o liczne i dobre powołania kapłańskie, bo dostrzegamy ich brak (w liczbie i jakości). Wezwanie do szturmu modlitewnego to zatem także wyznaczenie kierunku kampanii i określenie pozycji do zdobycia.
Jeżeli jednak dany (czy zadany) zamek już wcześniej został zdobyty przez naszych, to wskazywanie go jako cel „batalii nowennowej” może oznaczać nie tylko błąd w rozpoznaniu pola walki, ale przede wszystkim chęć wytknięcia tym „naszym”, że nie są do końca tacy „nasi”. To rzucenie podejrzenia na ich lojalność. Tworzenie nowego frontu. A przy okazji deprecjonowanie ich sukcesu. Na polu państwowym widać to na przykładzie sporu o zmienianie słów pieśni „Boże, coś Polskę”. Kiedy mamy śpiewać „pobłogosław Panie”, a kiedy raczej „racz nam wrócić Panie”?
Spóźnienie może być bardzo znaczące i zazwyczaj bywa rozmyślne. Stąd nie dziwi niechęć znacznej liczby wiernych do ogłaszanych akcji modlitewnych. Bo mają one nie tylko formę deklaracji politycznych, lecz nawet ich timing bywa politykierstwem. Słowa modlitw mogą być uświęcone wielowiekową tradycją, ale to, że w tym, a nie innym momencie zostają zaproponowane bywa deklaracją sympatii politycznych. A przynajmniej tak jest odbierane. I zapewne ma tak być odbierane. Wtedy ci, którzy mają dość owych gierek, stają w sytuacji rozdarcia między pragnieniem modlitwy drogimi dla nich słowami a poczuciem, że nie powinni dać się wykorzystać do popierania opcji, której popierać nie chcą.
Moment wezwania jest istotny. Przez lata coś nie przeszkadzało. Teraz nagle zaczęło przeszkadzać. Dlaczego? Co się zmieniło? Odpowiedź staje się sugestią.
Zacznijmy od dziękczynienia
Jak się łatwo domyśleć, modlitwa, która obudziła się zbyt późno, staje się w zasadzie anty-modlitwą. Nie jednoczy w błaganiach, raczej dzieli na entuzjastów i zniesmaczonych. Może zatem lepiej sięgnąć po dziękczynienie? Ono oczywiście też może być stronnicze. I może być zaczepne. Ale jednak łatwiej w nim o pozytywy niż negatywy. Dziękujemy za to, co dobre. I tu łatwiej o konsensus.
Jeśli więc szukamy okazji do wielkich (w domyśle: popularnych) akcji modlitewnych, to wzywajmy do powszechnego dziękczynienia. A przede wszystkim od niego zaczynajmy. Taka jest podstawa budowania wspólnoty modlitewnej. Szukanie tego, za co wszyscy możemy zgodnie dziękować. Tak właśnie skonstruowana jest modlitwa eucharystyczna. Najpierw dziękujemy („Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu”) a dopiero potem prosimy i wzywamy Ducha Świętego. Potrzebujemy solidnego fundamentu, jeśli modlitwy mają być narzędziem kształtowania wspólnoty, a nie rozbijania jej.
Pamiętamy zapewne dziękczynienia za określonych polityków, nazywanych mężami opatrznościowymi, które jednak dzieliły. Warto też nie zapominać o sytuacjach, gdy podziw dla działacza w jego początkowym okresie był spoiwem społecznym, a po latach brzmiał już jak kontrowersyjny anachronizm. Brak wyczucia czasu kompromitował inicjatorów dziękowania. Tak bywa. Ale tym bardziej, ci którzy wzywają do szturmu modlitewnego muszą wyczuwać odpowiedni moment, by przypadkiem nie wzywać do wojny domowej (zbrojnej w błagania).
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.