Spowiedź jak egzamin

Dobrze pojęte towarzyszenie to tylko pomoc w dalszym osobistym rozwijaniu się. Dlatego warto oddzielić je od sakramentu pojednania.

Zakuć, zdać, zapomnieć. Ta studencka maksyma (nieraz wzbogacona o „zalać”) oddaje stosunek do nauki. Nie chodzi o rozwijanie się, lecz o zaliczenie. Mieć już za sobą dany przedmiot, aby robić coś zupełnie innego.

Zaliczyć rozgrzeszenie

Podobną postawę obserwujemy u wielu katolików w odniesieniu do spowiedzi. Przychodzą po to, by tylko (sic!) zaliczyć rozgrzeszenie. Są jak student, który we wszystkim przytaknie egzaminatorowi, byleby ten dał mu pozytywną ocenę, nawet najlichszą. Ci penitenci /studenci nie dyskutują i często mówią niewyraźnie. Może księdzu /profesorowi nie będzie się chciało dociekać, co mieli na myśli? Chodzi o szybkie zaliczenie, o rozgrzeszenie. Tak jak są dwie sesje w roku, tak są i spowiedzi przedświąteczne.

Widać klapę. Ludzie od tego odchodzą, bo to jest niepoważne. Nie rozwija ich. Tak jak nie rozwija wkuwanie byle tylko zdać i zapomnieć. Stąd coraz więcej głosów, że potrzeba nam wrócić do oddzielania sakramentu (z rozgrzeszeniem) od towarzyszenia duchowego. 

Sakrament miał być dla powracających do wspólnoty. Ten powrót miał formę okresu pokuty. Natomiast praca nad wzrostem chrześcijańskim powinna być połączona z towarzyszeniem duchowym. Dotyczy ono żyjących w Kościele i potrzebujących (jak każdy) pewnej obiektywizacji, dialogu, pomocy w dostrzeganiu złudnych rozwiązań, przebicia baloników pychy, nieraz rady i zachęty… 

By służyło wzrastaniu

Co jest ważne? By towarzyszenie służyło wzrastaniu, a nie je zastępowało. By nie było jak egzamin do zaliczenia. Aby nie było tak, jak to bywa ze spowiedzią, że po rozgrzeszeniu wszystko się kończy. Można zapomnieć. Upokorzyłem się przed księdzem. Dostałem w „nagrodę” formułkę rozgrzeszenia. I mam już spokój. Zaliczone. Nic nie muszę więcej robić (nawet nie myśli się o zadośćuczynieniu). 

Dobrze pojęte towarzyszenie to tylko pomoc w dalszym osobistym rozwijaniu się. Tak naprawdę nigdy się nie kończy, choć może czasowo przygasać i zmieniać formę. Dlatego warto oddzielić je od sakramentu pojednania. Tym bardziej, że prawo kościelne w tym drugim przypadku wymaga od nas, byśmy wiedzieli, czy je już otrzymaliśmy, czy jeszcze nie. Nieraz dostajemy nawet podpis spowiednika na karteczce z kancelarii, jak student od egzaminatora w indeksie.

Taki rozdział umożliwiłby też towarzyszenie nam przez osoby, które nie są księżmi. Ufamy im, bo wiemy, jakie są, a nie dlatego, że są wyznaczone. Zaufanie w tak intymnej materii jest kluczowe. Dlatego to my wybieramy.

Problem powstaje, gdy towarzyszący duchowo chcą pouczać ex cathedra. To nie ich zadanie. Inkwizycja badała Ignacego Loyolę, czy jako świecki dający Ćwiczenia duchowe i towarzyszący wielu osobom nie rozstrzyga w ich sprawach jakby był sędzią – kapłanem.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.