Obecny spór o katechizację w szkole większość z nas odbiera jako walkę Episkopatu z Ministerstwem. Szkoda. Bo tak naprawdę Kościół od dawna naucza, że pierwszymi, którzy są odpowiedzialni za edukację dzieci (również religijną) są rodzice. Państwo czy wspólnota kościelna może im jedynie w tym pomagać. To podejście stanowiło za Komuny podstawę do naciskania na władzę. Biskupi czy historycy legitymizowali swoje roszczenia co do kształtu edukacji wolą rodziców. Obecnie trzeba sobie uczciwie postawić pytanie, na ile pragnienia rodziców są zgodne z żądaniami Episkopatu.
W epoce przednowożytnej edukacja nie była obowiązkowa – wręcz za nią płacono. Była formą inwestycji w przyszłość rodziny. Potem zaczęły pojawiać się szkoły „darmowe” (np. zakonne lub wojskowe) – fundowane przez tych, którym zależało na rządzie dusz. Chciano wychować sobie odpowiednich wyznawców lub funkcjonariuszy. W końcu doszliśmy do epoki państw nie tyle pomagających rodzicom w wychowaniu potomstwa, ale wręcz wyręczających ich w tym, a nawet odbierających im taką możliwość (patrz „Folwark zwierzęcy” Orwella). Mamy dziś czasy zmagania między rodzicami a państwem opiekuńczym. Nie dziwi zatem przymus szkolny i związane z nim kary.
Możliwy wybór
Rozumiem, że państwo potrzebuje obywateli wykształconych w określony sposób. Od tego zależy jego realna siła i jest za to gotowe płacić. Coraz więcej rodziców widzi jednak potrzebę powrotu do wcześniejszych modeli. Posyłają dzieci do szkół prywatnych albo przechodzą na bardzo wymagającą i czasochłonną edukację domową. Wszystko są to modele mieszane, bo jednak weryfikacja zakresu przyswojonych wiadomości jest regulowana przez Ministerstwo Edukacji. Widać, że państwo (nietotalitarne) dąży wprawdzie do określonych celów, ale pozostawia swobodę co do sposobu ich osiągania. To rodzice decydują, jak ich potomstwo ma je osiągnąć. W języku religijnym powiedzielibyśmy: decyduje ich sumienie. Oni podejmują decyzję, jaka ścieżka edukacyjna będzie najlepsza.
Czy nie dojrzeliśmy już do czasów, gdy to rodzice (wraz z młodzieżą) powinni rozeznawać, jaka formacja religijna będzie najefektywniejsza dla ich pociech? To nie ministra ani biskupi są podmiotem owych decyzji. Przez swoje wybory polityczne rodzice mają jakiś wpływ na opcje Ministerstwa Edukacji. Być może jest to wpływ zbyt mały. Czy jednak mają jakieś szanse na realny wpływ na opcje Episkopatu? Spotkania przedsynodalne przyniosły naprawdę sporo wypowiedzi o katechezie. Zwłaszcza o tym, że wymaga ona reformy, że jej szkolny kształt jest niewydolny i prowadzi do laicyzacji. Nieraz zastanawiam się, która strona sporu rzeczywiście wsłuchuje się w te głosy.
Troska, ale…
Nie ma nic za darmo. Edukacja kosztuje. Ktoś musi ją finansować. Podatki. Fundusze. Opłaty. Kto płaci, ten wymaga. Stąd zrozumiałe są tarcia i spory. Obawa przed powrotem choćby częściowym katechezy do salek wynika też z troski o stronę finansową. Kto za to zapłaci? To również obawa o kadry – je też trzeba opłacić. Nie wszyscy rodzice podejmą się nauczania domowego. Zatem nie możemy ograniczyć roli instytucji – czy to kościelnej, czy szkolnej – tylko do sprawdzania wiadomości. Ale nie wyklucza to większej elastyczności w akceptacji różnych dróg dochodzenia do celu.
Biskupi nie są od tego, by zastępować rodziców. Mają im jedynie pomagać. Powinni uwrażliwiać sumienia. Zachęcać do angażowania się w proces wychowawczy. Ewentualnie wspomagać w wypracowaniu jakiejś podstawy programowej. Ale czy mają ograniczać formy tej edukacji? To chyba dość logiczne, że im bardziej różnorodna będzie paleta możliwych sposobów wychowywania religijnego, tym mniej będzie napięć o katechezę.
Wszystkie te drogi potrzebują wsparcia instytucji. To prawda. Ale troska tejże musi się liczyć z realnymi różnicami. Są rodzice, którzy chcą więcej z siebie zainwestować w edukację religijną potomstwa i tacy, którzy wciąż myślą, że ktoś ich w tym całkowicie wyręczy.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.