Prześladowani dla Chrystusa

Dlatego m.in. musimy się pytać, po której stronie jesteśmy, gdy dochodzi do molestowania. I czy nie ulegamy presji, by milczeć, bo boimy się osobistych konsekwencji i niechęci własnego środowiska.

Mania prześladowcza jeszcze nikomu nie pomogła. Raczej odstręcza od człowieka niż budzi sympatię. Tak samo jest z Kościołem. Gdy prezentuje się on jako ciągła ofiara, prześladowany przez wszystkich, nie budzi zaufania. Wtedy jego obrońcy są postrzegani jak ci, którzy wierzą ludziom z manią prześladowczą. Dlatego licytowanie się na to, kto ma więcej męczenników nie służy Kościołowi.

Tym bardziej, że ataki na chrześcijan rzadko mają swoje źródło w ich wierze w Chrystusa. Najczęściej wynikają z tego, na przykład, że jak raz w danym kraju mniejszość chrześcijańska to obrotni kupcy. Często diaspora chińska. Ci, którzy palą ich domy co prawda mają na sztandarach hasła antychrześcijańskie, ale chodzi im o uderzenie w mniejszość, którą łatwo oskarżyć o wszelkie biedy, bo dorobiła się ona majątku. Neronowi według Sienkiewicza chodziło o zrzucenie winy za spalenie Rzymu na nowych, mało znanych (a więc podejrzanych) wyznawców Chrystusa. Zresztą utożsamianych z sektą żydowską. Często też bywa tak, że dana grupa etniczno-wyznaniowa w jednym kraju jest prześladowana, a w innym to ona prześladuje. Stąd wniosek, że to nie religia jest głównym motywem prześladowań. Raczej bywa do nich wykorzystywana.

Nawet nie śmieszne

Zażenowanie budzi również utożsamianie krytyki z atakiem. Ujawnienie zaniedbań, jakich dopuścił się aparat zarządzania u jezuitów w sprawach o wykorzystanie seksualne i nieadekwatności podjętych działań do skali krzywd zostało przyjęte z pewną ulgą przez wielu współbraci o. Macieja Sz. Potrzebowaliśmy dopowiedzenia tam, gdzie mieliśmy tak wiele wątpliwości, a brak było miejsca na solidną dyskusję. Ten, kto nazywa to atakiem czy prześladowaniem zdaje się nie dbać ani o potrzeby najbardziej skrzywdzonych członkiń Kościoła ani o pragnienia tych, którzy dalej chcą pracować w Towarzystwie Jezusowym. A już zupełnym kuriozum jest przytaczanie zranienia nożem kierowcy biskupa jako przyczynku do zajęcia się przez Episkopat atakami na Kościół. Tymczasem już zostało ustalone, że chodziło o kłótnię o (źle lub dobrze) zaparkowany samochód, a pijany napastnik nie wiedział, że to auto hierarchy. To już chyba nawet nie jest śmieszne.

Po której stronie?

Kiedy zatem rzeczywiście mamy do czynienia z prześladowaniem motywowanym „imieniem Chrystusa”? To raczej nie jest kwestia przynależności do takiej czy innej grupy, ale bardziej osobistych wyborów człowieka. Gdy motywowani religijnie lub etycznie nie godzimy się na nagonki, gdy stajemy solidarnie po stronie prześladowanych, gdy nie pozwalamy, by w naszej obecności kogoś szykanowano, a zwłaszcza słabych, bezradnych… Wtedy dokonujemy wyboru paschalnego, przechodzimy na stronę uciśnionych. I płacimy za to tak, jak zapłacił Chrystus, gdy stanął po naszej stronie. Dlatego m.in. musimy się pytać, po której stronie jesteśmy, gdy dochodzi do molestowania. I czy nie ulegamy presji, by milczeć, bo boimy się osobistych konsekwencji i niechęci własnego środowiska.

W Ewangeliach czytamy, że kiedy „starsi” nie mogli sprostać mądrości (słowom) Jezusa, to naradzali się jak Go zgładzić. Przypomina się Sokrates i jego śmierć. Prześladują ci, którzy boją się dysputy, którym brakuje silnych argumentów, więc używają argumentu siły. W tym kontekście można mówić o wykluczeniu medialnym, o uciszaniu, a więc śmierci cywilnej. Dlatego Kościół pozwala w drodze wyjątku na udostępnianie ambon tym, którym uniemożliwia się zabieranie głosu (nawet w debacie politycznej).

Ale właśnie: nie tym, którzy mają dla siebie cały aparat propagandowy, lecz tym, którym zatyka się usta.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.