Jeśli chcemy kogoś sprowokować do zastanowienia, to zazwyczaj próbujemy obudzić w nim sprzeciw. Przeciągamy strunę, by pomyślał: „to nie tak” lub „to nie jest tak do końca”. Uruchomiamy w kimś proces krytycznego myślenia, gdy on odruchowo zarzuca nam przesadę. Wchodzi z nami w dyskusję, by wykazać, że nasza manifestacja jakiegoś przekonania jest zbyt radykalna. Ale jednocześnie, przy odrobinie dobrej woli, próbuje też zrozumieć nasz punkt widzenia.
Tak byłoby idealnie. Prowokacja prowadzi początkowo do sprzeciwu. To oznacza, że dotarła do właściwego adresata. Bo po co przekonywać przekonanych? Ale jednocześnie sprzeciw w sprowokowanym uruchamia próbę pogodzenia pozornie przeciwstawnych stanowisk. Szuka on syntezy, dostrzega różne perspektywy, czyli punkty siedzenia, szuka rozwiązania takich czy innych paradoksów. Tak byłoby idealnie.
Jest gest, nie ma słów
Niestety brzmi to jak utopia. Dlaczego? Może dlatego, że obecnie tezy przedstawia się w krótkim „ćwierkaniu” lub pojedynczym obrazku. Ale nie to jest jeszcze najgorsze. Znamy przecież trafne i dosadne, a jakże krótkie, prowokacje. Gorzej, że jeżeli w ogóle doczekają się one odpowiedzi, to jest ona również błyskawiczną ripostą. Bo social media nie dają czasu na zaprezentowanie procesu krytycznego myślenia. Jest gest, nie ma słów. Albo są w formie szczątkowej.
Jezus prowokował. Był i jest znakiem, któremu się sprzeciwiają. I taki program na Jego życie sformułował Symeon. Widzimy u niego wiele gestów, które wywoływały gwałtowny sprzeciw. Ale towarzyszyły im słowa. Po pierwsze – słowa Jezusa, które wyjaśniały, do jakiego myślenia chciał sprowokować. Lecz także gwałtowne dyskusje między faryzeuszami, kapłanami, zwolennikami Heroda, a nawet uczniami. Kapłani, którzy się nawrócili, którzy zmienili swoje poglądy, swój sposób myślenia o Bogu, przeszli przez takie dyskusje.
Prorocy biblijni bywali niezłymi performerami. Ich happeningi doprowadzały do wrzenia. Machali flagami o różnych kolorach. Ale zawsze towarzyszyło temu słowo. Gest i słowo.
Aby się nie nawrócili
Jeśli nie ma wyjaśnienia, to po to, by nie było nawrócenia. To niepokojące stwierdzenie, lecz tak jest napisane: „aby się nie nawrócili”. Taki jest chyba wydźwięk cytowanego przez Jezusa fragmentu z Izajasza (por. Iz 6,9-10). Trzeba zrozumieć, by się nawrócić.
I tu powstaje pytanie dla tego, kto chce prowokować. Mogę heroicznie brać na siebie odium za prowokowanie. Za czynienie znaków, którym się sprzeciwiają. Ale czy przy tym dbam o to, by była przestrzeń na dyskusję? Na wymianę opinii? Czas do zastanowienia przed odpowiedzią? Czy chodzi mi tylko o celne ustrzelenie grzesznika, o pokonanie go na oczach internautów, tak by zabrakło mu rozsądnej odpowiedzi?
To jest duże wyzwanie. Prowokacja często rodzi agresję. Celna prowokacja stawia pod ścianą. A człowiek w matni szuka koła ratunkowego, jakiejś riposty. I wcale nie jest skłonny do spokojnej odpowiedzi, a tym bardziej do krytycznego spojrzenia na własne przekonania czy swoją postawę. Jak zatem zadbać o platformę sprzyjającą nawróceniu?
Są konwenanse. Na przykład czas między wysłuchaniem kazania a okazją do zaczepienia kaznodziei. W tym czasie można się w miarę bezpiecznie schować w tłumie i zastanowić, aby wychylić się dopiero wtedy, gdy przemyślę odpowiedź. Oczywiście, o ile dyskusja z rekolekcjonistą jest w ogóle do pomyślenia. Nikodem przyszedł w nocy. Ale przyszedł! Różnym wydarzeniom powinny towarzyszyć konferencje prasowe. Mają większy sens, gdy nie służą tylko zdjęciom i krótkim bon motom.
Nie rób z siebie męczennika
Natomiast najtrudniej chyba o to, by prowokując nie być zbyt przeczulonym i nie brać wszystkiego do siebie. Sprzeciw wobec prowokacji najczęściej przybiera formę podszytą pewnym napięciem, żeby nie powiedzieć agresywnością. Łatwo wtedy odpowiadać podobną emocją. I w efekcie zamiast metanoi mamy utwardzenie pozycji.
Chcesz być znakiem, któremu sprzeciwiać się będą, a nie znakiem sprzeciwu? Chcesz prowokować do krytycznego myślenia, a nie zabijać wszelką refleksję? Chcesz być jak filozof, a nie jak demagog? Nie rób z siebie męczennika, którego jedynym argumentem jest to, iż go prześladują.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.

ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.