Podczas swoich odwiedzin w krajach Oceanii papież zatrzymał się również w Timorze Wschodnim. W Dili (tamtejszej stolicy), w Casa Irmãs Alma, spotkał się z nieuleczalnie chorymi dziećmi i ich opiekunkami. Maluchy oczywiście „wchodziły mu na głowę” i było tak swojsko, że nikt specjalnie nie przejmował się mikrofonem, który co jakiś czas sobie opadał i trzeba go było nieustannie poprawiać.
Franciszek powiedział m.in., że zawsze uderza go to, iż Jezus mówiąc o Sądzie ostatecznym powiedział do niektórych „Przyjdźcie do mnie”. Nie mówi: „Chodźcie ze mną, bo zostaliście ochrzczeni, bo byliście bierzmowani, bo zawarliście małżeństwo w Kościele, bo nie oszukiwaliście, bo nie kradliście…” Nie! Mówi: „Przyjdźcie do mnie, bo się mną zaopiekowaliście. Zaopiekowaliście się mną.” Dalej mówił o „sakramencie biednych”.
Potrzebujący
Przywołany fragment z 25. rozdziału Mateusza poprzedzony jest przypowieściami: o talentach (albo lepiej – o zakopanym talencie) i o pannach nierozsądnych. Pokazuje on, czym jest dojrzałość – chrześcijańska i ludzka – pozwalająca uczestniczyć w pełni życia. Opiekować się. Wziąć odpowiedzialność za kogoś, kto mnie potrzebuje.
To wydaje się oczywiste dla uważnego słuchacza Ewangelii. Skłania to duszpasterzy do naśladowania Dobrego Pasterza, który opiekuje się owieczkami. I wielu ludzi – inspirowanych bezpośrednio lub pośrednio Dobrą Nowiną – stara się opiekować potrzebującymi. Zwłaszcza tymi najbardziej bezradnymi. Zastanawiam się jednak, na ile jako duszpasterze zdajemy sobie sprawę, że nasza rola to też towarzyszenie tym, którzy pomagają. Oczywiście nie jest to wyłącznie zadanie kleru. Czy jednak taka posługa jest doceniana? Czy owa swoista superwizja nie bywa zaniedbywana?
W Casa Irmãs Alma siostry i ich współpracownicy często opiekują się dziećmi chorymi od urodzenia. Emocje i napięcia są trudne do wyobrażenia. Uruchomiają się najróżniejsze mechanizmy obronne. Opiekowanie się to nie sielanka, ma swoje niebezpieczeństwa. A pracujemy z bezradnymi i bezbronnymi. Czy opieka nad opiekującymi się to nie jest zadanie, które powinno mieć szczególne miejsce w sercu „starszych” Kościoła? Gdy jej brakuje otwiera się brama dla nadużyć. I potem się dziwimy, że szlachetne miesza się z niegodziwym.
Sprawdzian dojrzałości
I skoro owe „przyszliście do mnie, odwiedziliście mnie, przyodziali, nakarmili…” jest znakiem dojrzałości, to marzy mi się, by było też warunkiem dopuszczenia do bierzmowania. Wiedza oczywiście ma swoje znaczenie. Ale sama jeszcze nic nie znaczy. Przygotowanie do sakramentu dojrzałości powinno przebiegać przez „sakrament biednych, potrzebujących”. Ilu z nas spotkało się z tym, że ksiądz przed bierzmowaniem towarzyszył kandydatom w ich doświadczeniu brania odpowiedzialności za wspieranie konkretnej osoby? Albo czy słyszeliśmy o tym, by komuś odłożono bierzmowanie, bo zdziwiony pyta „kiedy to nie usłużyliśmy Tobie”? Różnica między duszpasterstwem dzieci a młodzieży chyba polega właśnie na tym. Nie tylko opiekuję się, ale i pomagam w opiekowaniu się.
A swoją drogą osobiście najsensowniej czuję się jako ksiądz wśród ludzi, którzy co prawda zawstydzają mnie swoim zaangażowaniem (do pięt im nie dorastam), a jednak potrzebują mnie jako duchowego towarzysza, bo ich ścieżka jest stroma.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.