Półka niewiedzy

Rzeczywiście nie wiemy. I nie musimy wiedzieć, bo nie możemy wiedzieć. Stoimy wobec rzeczywistości niewyobrażalnej.

Sokrates rzekł już na pięć wieków przed Chrystusem: „Obawiać się śmierci (…) to nic innego nie jest jak tylko mieć się za mądrego, choć się nim nie jest. Bo to znaczy myśleć, że się wie to, czego człowiek nie wie. Bo przecież o śmierci żaden człowiek nie wie, czy czasem nie jest dla nas największym ze wszystkich dobrem, a tak się jej ludzie boją, jakby dobrze wiedzieli, że jest największym złem. A czyż to nie jest głupota, i to ta najpaskudniejsza: myśleć, że się wie to, czego człowiek nie wie?” (XVII A)

A czyż to nie jest głupota, i to ta najpaskudniejsza: myśleć, że się wie to, czego człowiek nie wie?

Nasłuchałem się sporo relacji o tym, jak to na łożu śmierci bezbożnicy nawracali się, bo zaczynali wierzyć w to, co im kapłan obiecywał na życie wieczne. I znajdywali w tym pociechę. Ksiądz też. Według tych relacji owa pewność raju po śmierci, uzyskana tuż przed śmiercią, była wspaniałym zwycięstwem zapewniającym zbawienie. Wiktorią w zmaganiach między wiarą a niewiarą.

Obecnie coraz częściej spotykam się z ludźmi, którzy w obliczu śmierci doświadczają kruchości wyobrażeń o wieczności, jakimi byli karmieni przez całe życie. I nie chodzi tu o teizm lub ateizm. Nie tracą nagle wiary. Po prostu w majestacie nadciągającej śmierci to wszystko, co sobie wyobrażali o tamtej stronie staje się mało ważne. Czują, że ich nie obchodzi to, jak będzie. I tak nie są w stanie tego pojąć i opisać. Przerasta to ich możliwości. Sokratejskie Οἶδα οὐδὲν εἰδώς (wiem, że nic nie wiem) nabiera bardzo egzystencjalnego znaczenia.

Wiemy, że ów filozof (zwany też duszpasterzem), by coś wydobyć z interlokutora, stosował metodę akuszerki. Nie tłumaczył, lecz zadawał pytania. I rozmówca uświadamiał sobie, że chlubił się do tej pory wiedzą, która była nieprzemyślana i powierzchowna. Czyli Sokrates wydobywał z niego jego ignorancję.

W perspektywie…

Perspektywa zbliżającego się odejścia z tego świata bywa bardzo dobrą i wytrwałą akuszerką. Wyobrażenia o tamtym świecie przestają nam wystarczać. Zadajemy sobie pytania, na które przedtem nie starczało nam odwagi. Może dlatego, że przeczuwaliśmy, że nie ma na nie odpowiedzi. Teraz nadchodzące rozstanie z tym wszystkim, od czego uzależnialiśmy nasze funkcjonowanie po tej stronie, daje nam wolność. Też wolność intelektualną. Możemy się zmierzyć z radykalną odmianą, którą niesie przyszłość.

Bywa jednak, że wybieramy strach. A to nie służy wolności. Przecież tak długo straszono nas, jak to groźna jest śmierć bez sakramentów, gdy ksiądz nie zdąży. Czujemy, że ta motywacja lękowa jest tak mało szlachetna, że wręcz niegodna człowieka. Chcielibyśmy z miłości… A nie ma miłości bez wolności, jak uczy biblijny opis stworzenia.

I co ciekawe, obserwuję u moich znajomych, że owa niewiedza na temat wieczności, owo pogodzenie się z nią, nie rodzi lęku. Wręcz przeciwnie, łączy się z głębokim pokojem. Mają też poczucie prawdy, która wyzwala. I ta prawda nie polega na pewności, że moje wyobrażenia (a właściwie nasze, bo kościelne) są prawdziwe. Raczej wypływa z przekonania, że przyznanie się do niewiedzy jest prawdziwe. Rzeczywiście nie wiemy. I nie musimy wiedzieć, bo nie możemy wiedzieć. Stoimy wobec rzeczywistości niewyobrażalnej.

O ten pokój zapewne łatwiej tym, którzy mają głębokie poczucie, że są kochani, osobiście kochani. Wtedy nie jest ważne jaki kształt przybierze ich „potem”, bo „przedtem” udowodniło, że warto żyć. Pytania o istnienie wiecznej świadomości itp. bez żalu są odkładane na półkę Οἶδα οὐδὲν εἰδώς. Liczy się zupełnie inna półka.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.