Mamy problem ze zwycięstwem. A właściwie z rozumieniem, czym ono jest dla chrześcijanina. Co to znaczy mieć udział w zwycięstwie Chrystusa?
Mówimy o pokonaniu śmierci, grzechu, szatana, własnych słabości, niemocy. Modlimy się o zwycięstwo nad wrogami Kościoła, ojczyzny czy narodu. Na liście tego, co do przezwyciężenia, są również nałogi i wady narodowe. Podobnie lenistwo, choroby, braki w edukacji i pobożności. Spodziewamy się nawet, że Jezus pozwoli nam wygrać z uciążliwymi sąsiadami (za ścianą i za granicą).
Takie oczekiwania mieli i uczniowie Jezusa. Może dlatego uciekli i wyparli się Go, gdy zamiast zwyciężyć kohortę dał się pojmać, poniżać i ukrzyżować. Chyba oczekiwali innego zwycięstwa niż to, które On odniósł. W czym zatem mamy mieć udział?
Jezus na krzyżu nas pojednał. Nie tyle pokonał, co pojednał. To jest istotna różnica. Zburzył mur wrogości. Jeżeli zostałem pokonany przez Jezusa, to dlatego, że została pokonana moja niechęć do pojednania. Uwierzyłem, że jest ono możliwe, że się staje. Prawdziwe zwycięstwo nie polega na zniszczeniu wroga, ale na pojednaniu z nim. A to zakłada m.in. próbę zrozumienia jego racji.
Dostrzec racje
Widać to w konfliktach międzynarodowych czy międzyreligijnych. Pokój trwały i bezpieczny to również owoc wsłuchania się w pretensje przeciwników. Poznanie ich punktu widzenia. Dlatego dziwi mnie, gdy ludzie znający Ewangelię krytykują papieża Franciszka za to, że nie staje jednoznacznie po stronie Ukrainy i przeciw Rosji. Jeśli ma pomóc w pojednaniu, to nie może pomijać milczeniem racji strony rosyjskiej. Jeśli ma mediować, nie może się odcinać. Oczywiście: odcina się od zbrodni wojennych, od przemocy i krzywd. Ale zrzucanie wszystkiego na jedną stronę być może się przyczyni się do jej pokonania, lecz na pewno nie do pojednania. A o tym trzeba myśleć nie tylko ze względu na dyplomację, lecz również ze względu na zwycięstwo Chrystusa.
Trudniej tę dynamikę dostrzec w pokonywaniu siebie samego. Czy można pojednać się ze swoimi słabościami, grzechami, chorobami? Raczej z nimi walczymy i chcemy je zwyciężyć. A jednak warto zrozumieć pokusy, które nas atakują. Bo przecież nieprzypadkowo nas dręczą. Analizując kuszenie, możemy zrozumieć własną strukturę, swoje tendencje, skłonności. Samo krzyczenie „A kysz, przepadnij!” niewiele da. Trzeba nam zrozumieć racje tej drugiej strony, czyli pokusy. Czemu nas „zahacza” właśnie w ten sposób? Zamiast się spinać, lepiej zrozumieć. Inaczej nie będziemy wiedzieli, jaką drogę naprawy wdrożyć. A naprawa (a przynajmniej jej próba) to jeden z warunków prawdziwego pojednania. Też pojednania z sobą samym.
Coś więcej
A czy można pojednać się z chorobą (własną lub bliskiej osoby)? Ułomności potrafią dać w kość. Bywa, że nie pragniemy już niczego innego w życiu, jak tylko uwolnienia od takiego cierpienia. Możemy dostać właściwą diagnozę od lekarza i rozumieć skąd się wzięło to schorzenie, a jednak to niewiele zmienia. Udręka jest nadal nieznośna. Nieraz potrafimy ją nieco oswoić i z czasem nauczyć się funkcjonować. Ale czy to jest zwycięstwo? I czym tutaj byłoby pojednanie?
Pewnie nie chodzi o zaprzestanie leczenia. Wręcz odwrotnie. Pogodzenie się z faktami (czyli pojednanie z pewną myślą) to też uznanie, że nie jestem samowystarczalny czy samowystarczalna. Potrzebuję zaangażowania w moje chorowanie lekarzy, opiekunów, fachowców i rodziny. To często wcale nie jest proste. Nieraz przypomina powrót do sytuacji niemowlaka, który jest karmiony i przewijany, gdy inni o tym zadecydują i jednocześnie: którego potrzeby i oczekiwania są z trudem rozumiane.
A jednak Jezus przybity do krzyża potrafił jeszcze szukać pojednania między Matką a uczniem, czyli między tymi, którzy oczekiwali Mesjasza, a tymi którzy się Go doczekali. Moja choroba, cierpienie, a nawet umieranie może być okazją do pojednania dla skłóconych. Ktoś powie, że „pokój” po umieraniu Jana Pawła II długo nie trwał. To prawda. Bo za taką mobilizacją do podania ręki musi pójść coś więcej.
Dlatego nie dziwmy się Franciszkowi, który chce byśmy wysłuchali racji tych, których mamy za morderców.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.

ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.