Pokój odbity

By ludzie mogli zaufać „apostołom” ci, którzy w danym czasie nie mają odpowiedniego kredytu zaufania powinni się sami odsunąć. Jak zresztą już wielu ordynariuszy zrobiło.

Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was” (Mk 10,13)

Słowa cokolwiek niepokojące. Ale warto zastanowić się, kiedy to pokój jednak może powrócić do nawiedzającego. Weźmy wizyty apostolskie. Powinny przynosić pokój. Często jednak wizytacje biskupie kojarzą się z czymś do odbębnienia. Jeżeli jest już jakaś radość, to raczej zadowolenie z tego, że mamy je za sobą. Z czego to wynika? Pewnie w dużej mierze z braku szczerości. Gdy dochodzi do szczerej rozmowy o potrzebach, brakach, trudnościach i nadziejach, gdy oczekujemy wsparcia a może i rozwiązań, to możliwy jest dar pokoju. Natomiast, kiedy udajemy i bierzemy na przetrzymanie, bo nie ufamy i boimy się odsłonić, to pokój nie przychodzi i nie zostaje. Jest ewentualnie ulga, ponieważ do następnej wizytacji nie musimy nadskakiwać.

Klerykalizm wzmaga takie postawy podczas wizyty apostolskiej (dowolnego stopnia).

Pokój, który zostanie

Na poziomie relacji proboszcz-ordynariusz jakoś przyzwyczajamy się do tego, że inaczej się nie da. Choć wielu sygnalizuje, że to właśnie „zatykanie się” tego kanału komunikacyjnego sprzyja odejściom od posługi. Natomiast dużo gorzej (szkodliwiej) dzieje się, gdy chodzi o spotkanie między biskupem a osobą zgłaszającą nadużycie czy wykorzystanie w Kościele.

Tu pokój powinien być pierwszym celem. Pokój, który zostanie.

Rozumiem, że ordynariusz podchodząc do takiej rozmowy ma wiele niepokojów i obaw. Myśli o potrzebach różnych stron. Jest w niekomfortowej sytuacji, bo reprezentuje instytucję, która prawdopodobnie skrzywdziła interlokutora. Może mieć poczucie, że to wszystko jest za trudne, że go przerasta. Że nie ma idealnych rozwiązań. Ale jeśli skupi się na tym, by jemu nie stała się krzywda, to przegrał pokój. Wszystkie działania Kościoła powinny zmierzać do pojednania. To jest podstawowa posługa „apostolska”. A tego bez szczerości nie będzie. Najwyżej zostanie wrażenie farsy: udawane, formalne pojednanie.

Ta szczerość oczywiście jest potrzebna po obu stronach. Dlatego tak ważne jest zapewnienie atmosfery jej sprzyjającej. Wrażenie przesłuchania w krzyżowym ogniu podchwytliwych pytań niszczy w zarodku możliwość pozostawienia pokoju. Może najwyżej pojawić się ulga, że już się skończyło i pragnienie „nigdy więcej”. Ale czy chodzi nam o skuteczne odstraszanie ofiar od zgłaszania molestowania?

Jak przedmiot

Tak naprawdę idąc na spotkanie z pokrzywdzonymi „apostoł” nie może mieć na uwadze głównie załatwienia sprawy. Godność tych osób została już raz ugodzona. Nie można tego powtarzać. One nie zniosą tego, by traktowano je znowu jak przedmiot. Zadośćuczynienie zaczyna się już w tym momencie. Ta myśl przewija się w relacjach skarżących się na sposób potraktowania przez ordynariusza.

Ryzyko takiej klęski próbuje się zminimalizować wyznaczając do przyjmowania zgłoszeń profesjonalnie przygotowane kobiety i mężczyzn, niekojarzących się bezpośrednio z instytucją. I dobrze. Ale i tak reakcja ordynariusza jest nie do przeskoczenia. Bo nawet jej brak jest boleśnie znaczący. Pisma pełne wycyzelowanych przez prawników sformułowań (a często frazesów) tylko pogłębiają gorycz poczucia, że jestem jedynie przedmiotem sporu.

W tym kontekście zadziwiające jest to, iż zaatakowano autorów listu wzywającego, by „uchybienia” konkretnych biskupów, a właściwie ich błędne i szkodliwe działania wobec ofiar zgłaszających wykorzystywanie przez ludzi Kościoła, miały swoje realne konsekwencje. Bo przecież, jak mi się wydaje, nie chodzi przede wszystkim o przestrzeganie prawa kanonicznego. Ani też nie idzie o karę, jak błędnie interpretują „obrońcy biskupów”. Raczej celem są środki zabezpieczające. 

Co mają zabezpieczyć? Mianowicie to, by proces zgłaszania i pojednania nie był niszczony przez brak szczerości. By ludzie mogli zaufać „apostołom”. Dlatego ci, którzy w danym czasie nie mają odpowiedniego kredytu zaufania powinni się nawet sami odsunąć od tych procesów. Jak zresztą już wielu ordynariuszy zrobiło.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.