Ordynariusz jak Dawid

To dziś nie do pomyślenia, by wyznaczono sędziego do sądzenia członka jego rodziny. A w Kościele poniekąd tak jest.

W miarę, jak docierają opisy błędów popełnianych przez ordynariuszy (biskupów i prowincjałów) wobec przestępstw i nadużyć seksualnych ich podwładnych, coraz bardziej przypomina mi się biblijna historia Dawida. Był on dobrym człowiekiem, ale sędzią co najmniej kiepskim.

Zaczyna się ona w 13 rozdziale Drugiej Księgi Samuela. Dawid, mając wiele żon, miał i liczne potomstwo. Jeden z jego synów – Amnon – zgwałcił swoją przyrodnią siostrę Tamar. Dawid nie potrafił osądzić swojego syna. W konsekwencji sprawę w swoje ręce wziął inny syn – Absalom. Kazał zabić gwałciciela. Także tutaj Dawida przerosła funkcja sędziego. Miotały nim różne uczucia i w efekcie Absalomonowi upiekło się zabójstwo, choć jakiś czas musiał przebywać z dala od dworu. Potem, gdy już powrócił do łask, przez cztery lata przekonywał, że byłby lepszym sędzią od swojego ojca. I tak przygotował grunt pod bunt i wojnę domową. Ale co do zdolności sędziowskich Dawida miał rację. Potwierdza to również Salomon, bo kiedy obejmował władzę po ojcu, prosił Boga nie o co innego, jak o mądrość w rozsądzaniu. Był świadomy, czyim jest synem.

Dawid był wspaniałym wodzem i dobrym człowiekiem. Ale dzierżył w swoim ręku całą władzę. Nie było wówczas podziału władz. Sądził niejako we własnej sprawie, bo decydował o losie własnych synów. To nie był niezależny sąd. Lud to widział i mu nie ufał. Ta patologia nie wynikała ze złej woli króla, ale z systemu, który skłaniał go do połowicznej reakcji, do odkładania sprawy, wyciszania jej, liczenia na to, że z czasem przyschnie…

We własnej sprawie

Kościół zasadniczo dalej nie ma trójpodziału władzy. Dzięki papieżowi sprawy nadużyć wobec małoletnich trafiają do Watykanu, ale nawet tam uzasadnienie rozstrzygnięć nie podlega kontroli. (A zresztą, ciągle jest to jeden system hierarchiczny. Nawet, gdy decyzji nie podejmuje ordynariusz, to decyduje jego zwierzchnik papież.) Natomiast gdy chodzi o osoby pełnoletnie nadal decyduje biskup lub prowincjał. Staje się on wtedy sędzią we własnej sprawie. Jak Dawid sądzący własnych synów.

To dziś nie do pomyślenia, by wyznaczono sędziego do sądzenia członka jego rodziny. A w Kościele poniekąd tak jest. Relacja ojcowsko-synowska między biskupem a kapłanem (to na nią powołują się, ci którzy nie chcą informować o przestępstwach, czyli wydawać sprawców organom władzy świeckiej) sprawia, że sąd biskupi nie jest niezależny. Zapadają interesowne wyroki, a częściej tylko sankcje dyscyplinujące, bo ordynariusze mają interesy związane z pracą sprawcy molestowania i z zarządzaniem, czyli sprawowaniem władzy wykonawczej. A przecież dyrektor nie może zastępować sądu pracy, bo nigdy nie będzie bezstronny. Dochodzi nawet do takich kuriozalnych uzasadnień, gdy prowincjał twierdzi, że wszystko jest w porządku, bo on wydał zarządzenie, a on ma prawo wydawać zarządzenia. I upiera się przy tej wersji zamiast odpowiedzieć na pytanie, czy było ono skuteczne.

Ci z prowincjałów jezuickich, którzy twierdzą, że nie mają sobie nic do zarzucenia, nie muszą być ludźmi pozbawionymi dobrej woli. Po prostu są ofiarami systemu. Jak Dawid. To jednak nie usprawiedliwia ich zaniedbań, a zwłaszcza powoływania się na zasadę niesądzenia drugi raz za to samo. Sankcja dyscyplinująca i zapobiegawcza to nie wyrok sądowy, a jedynie próba dbania o bezpieczeństwo ofiar (także potencjalnych). I w razie potrzeby może być przedłużana i powiększana.

Dawid z niej zrezygnował, „pocieszył się już bowiem po śmierci Amnona” (2Sm 13,39) Taka motywacja, jak widać, wystarczy w patologicznym systemie, w którym władza wykonawcza miesza się z sądowniczą.

Konieczny podział

W Kościele jest jeszcze wiele rezerwy wobec rozwiązań liberalnych, czyli trójpodziału władzy. A już w historii kochanego króla Dawida widać, że jest on konieczny. Bo inaczej wszystko zależy od jakości króla, ordynariusza, biskupa, prowincjała. I nawet gdy mają oni dobrą wolę, to trudno trzymać dwie sroki za ogon.

U dominikanów doszło do prac niezależnej komisji, tzn. takiej, w której nie zasiadali ich prowincjałowie, czyli „ojcowie” Pawła M. Czy jezuici nie powinni pójść tą drogą?

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.