Odwet nie musi oznaczać zemsty, a grożenie nim niekoniecznie wynika z mściwości. Może być sposobem na szukanie bezpieczeństwa. Niech agresor boi się ewentualnej zemsty. Wtedy może zrezygnuje z ataku dla własnego dobra.
Warto z takiej perspektywy spojrzeć na nasze przyzwolenie wobec władz państwowych na grożenie odwetem i stosowanie go, bądź co bądź, w naszym imieniu. To nie jest abstrakcyjna idea. To co się dzieje w Gazie pokazuje, że współczesne demokratyczne państwo może być uwikłane w takie dylematy. WikiLeaks pokazało na co stać nowoczesną demokrację amerykańską, jeśli chodzi o odstraszanie. Widać, że nie jest to tylko problem społeczeństw rządzonych autokratycznie.
My mamy kryzys na granicy z Białorusią. I trudno sobie wyobrazić, by nasze władze, działając w naszym imieniu, nie stosowały odstraszania. Do tego dochodzi tzw. wojna hybrydowa prowadzona przez reżim putinowski, która oznacza podpalenia, ataki na system informatyczny, szerzenie dezinformacji grożące chaosem społecznym, a także ataki na infrastrukturę krytyczną, jak np. elektrownie.
Czy nasze państwo powinno zatem zagrozić Rosji odwetem? Czy mamy prawo zaatakować np. wodociągi moskiewskie?
Do tej pory zdejmowaliśmy z siebie ciężar odpowiedzialności podejrzewając – i słusznie – że to Amerykanie zajmują się takimi sprawami. Niech CIA robi swoje. I to w głębokim cieniu. Ileż oburzenia było, gdy Sikorski pogratulował im wysadzenia gazociągu Nord Stream. Ale musimy przecież przyznać, że ta radość płynęła z tego, że to było i w naszym interesie. Nie ma co się oszukiwać. Choć rozumiem, że wolimy ukrywać nasze zadowolenie z takiej dywersji, bo obawiamy się odwetu. Obawiamy się współodpowiedzialności.
Jesteśmy częścią wojny
Sprawy jednak zaszły już tak daleko, głównie z powodu gorącej wojny w Ukrainie, że nie możemy milczeć wobec letniej wojny z Rosją. Jesteśmy jej częścią. I nie możemy uciekać od odpowiedzi na pytanie o dopuszczalne sposoby wojowania. Dopuszczamy sankcje, choć oznaczają one również biedę biednych, a nie tylko dyskomfort oligarchów. Usprawiedliwiamy dozbrajanie Ukraińców. Na co jeszcze jesteśmy gotowi się zgodzić?
Poważnym dylematem jest to, czy mamy być tylko retroaktywni czy też mamy wyprzedzać uderzenia wroga? To znaczy, czy to ma być tylko wet za wet? Oni nam podpalili elektrownię, to my im też podobną obrócimy w perzynę. Czy mamy raczej – nie zważając na granie pod publiczkę efektownym odwetem – raczej zabezpieczać się coraz groźniejszymi środkami? Weźmy na przykład nieefektywny płot na granicy. Czy nie należałoby zaminować podejść do niego?
Wiem, to brzmi okropnie. Chciałoby się krzyczeć: Nie w moim imieniu! Bo przecież na takich minach mogą zginąć nie tylko agenci reżimowi, ale również rodziny z dziećmi. Z drugiej strony, polała się już krew naszych mundurowych. W strefie Gazy podczas akcji uwalniania trzech zakładników zginęło od stu do dwustu osób. Tak donosiły media. Co oznacza stosowanie środków adekwatnych?
Takie rzeczy trzeba ustalić i zapisać w prawie. Inaczej nie możemy mówić o państwie demokratycznym działającym w imieniu swoich obywateli. Z drugiej jednak strony, owi obywatele niekoniecznie chcą znać „kuchnię”. Pragną bezpieczeństwa, ale nie chcą być uwikłani w dylematy moralne służb.
Jaka postawa jest bardziej moralna? Udawać, że nie widzę (choć się domyślam)? Niech robią co potrzeba, ale w tajemnicy również przede mną. Czy raczej domagać się współudziału w „piekle etycznym”, w wyborach zawsze okropnych?
To też jest front. Przebiegający przez nasze serca. Bronią jest tam straszenie odwetem. Innych i siebie.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.