Niemowlak czy Herod?

Jednym ze sposobów zarządzania ludźmi jest budowanie atmosfery oblężonej twierdzy. Chodzi o zwarcie szeregów wokół przywódcy.

Niemowlak czy Herod?

MemoryCatcher /Pixabay

W Betlejem Judzkim „udało się” zapobiec narodzeniu dziecka Galilejczyków w domu u któregoś z mieszkańców. I tak było tam ciężko o jakiś kąt. Ostatecznie spoczęło w żłobie wśród zwierząt. Mieszkańcy poradzili sobie z tym „zagrożeniem”. Potem jednak okazali się zupełnie bezradni wobec zbrodniczej decyzji Heroda, lękającego się utraty władzy. Byli zupełnie nieprzygotowani na akcję jego żołnierzy i na prawdziwe zagrożenie.

Jednym ze sposobów zarządzania ludźmi jest budowanie atmosfery oblężonej twierdzy. Chodzi o zwarcie szeregów wokół przywódcy.

To prawda, że rolą rządzących jest mobilizowanie ludzi do przygotowywania się do odparcia niebezpieczeństw. Na tym polega ich odpowiedzialność polityczna. Na tym polega również odpowiedzialność duchowa – także przywódcy religijni ostrzegają przed czyhającymi na wiernych zakusami. Problem pojawia się wtedy, gdy w rzeczywistości nie chodzi im o bezpieczeństwo powierzonych im ludzi, lecz o poparcie. O popularność. Mając takie priorytety zaczynają dobierać zagrożenia. Nagłaśniają te, o których sądzą, że sobie z nimi poradzą. W rzeczywistości niegroźne. Chodzi przecież o wykazanie się sukcesem.

Takie pozorne zagrożenie powinno mieć pewne cechy. Po pierwsze, dobrze, jeśli jest długotrwałe i nierozwiązywalne do końca, gdyż daje długi efekt propagandowy. Po drugie, trzeba móc przedstawić je jako realne. Musi istnieć jakieś „ziarno zagrożenia”, które można rozdmuchać, na tyle jednak małe, by nie trzeba było rozwiązywać realnego problemu. Na przykład: gdzieś są ekstremiści, którzy swoimi wypowiedziami usprawiedliwią narrację o światowym spisku.

Problem dobry, bo znany

Tym, jak opisana strategia wpływa na jakość życia społecznego, na to, czym karmią nas media, czego się boimy i z czym walczymy, a zwłaszcza na to, z czym nie walczymy, niech zajmują się politycy. Także tym, do jakich tragedii prowadzi stygmatyzacja. Podobną narrację znajdujemy jednak w mediach katolickich na temat zagrożeń duchowych. I tu rachunek sumienia powinni zrobić przywódcy religijni.

Jako liderzy mamy taką pokusę, by wyolbrzymiać problemy, na które mamy recepty. Te, o których już wiemy, jak mówić i w których łatwo nam wskazać winnych. To buduje naszą pozycję, przynajmniej pozornie. Jednak zagrożenia, wobec których czujemy się bezradni i nie wiemy, jak się za nie zabrać, przykrywamy milczeniem, by nie stracić popularności i autorytetu.

Można zrozumieć takie tendencje. Ale nie wolno się na to godzić, bo to prowadzi do unikania prawdziwych wyzwań. Stajemy się nieżyciowi. I co prawda mamy grono adoratorów bojących się pozornych zagrożeń, takich jak np. Święta Rodzina, szukająca miejsca w Betlejem. Potem jednak okazuje się, że są oni bezradni wobec Heroda i jego wojska. I zabija ich nienawiść.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.