Nie tylko bon moty

Chwytliwe powiedzonka mogą (i powinny) odsyłać do tego, co trudne i ciężkostrawne. Gorzej jak po happeningu nie myślimy krytycznie i nie sięgamy do źródeł.

W newsletterze Tygodnika Powszechnego pan Edward Augustyn napisał (10 marca): 

„Myślę, że silniejszy jest ten, kto widzi, jaka jest sytuacja, myśli o ludziach, ma odwagę białej flagi, ma odwagę negocjować. Kiedy widzisz, że jesteś pokonany, że sprawy nie układają się dobrze, musisz mieć odwagę negocjować. Wstydzisz się? Pomyśl, iloma ofiarami to się skończy. Negocjuj, póki czas” – mówi Franciszek w wywiadzie dla telewizji szwajcarskiej, który ukaże się 20 marca, ale którego fragmenty poznaliśmy w sobotę.

Czy papież namawia rząd Ukrainy do poddania się? Sala Stampa szybko wyjaśniła, że chodziło o negocjacje, do których papież zawsze zachęca, a „których celem jest sprawiedliwy i trwały pokój”.

„Obraz białej flagi pojawił się – tłumaczył rzecznik prasowy Watykanu – ponieważ zaproponował go dziennikarz w pytaniu i w całej koncepcji wywiadu, zbudowanego na  rozmowie o symbolice trzech kolorów: białego, czarnego i czerwonego”.

Wywiad przeprowadzono z okazji nadchodzącej rocznicy wyboru Franciszka na Piotrową stolicę. Rocznicowe dni upłyną więc znów na oburzaniu się. Już kilka chwil po opublikowaniu fragmentów rozmowy czytałem twity moich kolegów, dziennikarzy akredytowanych przy Watykanie, jak to jednym nierozważnym zdaniem papież zniszczył dorobek watykańskiej dyplomacji a jej wielcy przedstawiciele – kardynałowie Gasparri, Tardini i Casaroli – przewracają się w grobach. Wiem, które z tych komentarzy powstały w oparciu o telefon do zaprzyjaźnionego biskupa lub kardynała z kurii rzymskiej, czekającego tylko na okazję, by się oburzyć.

Nie znalazłem lepszej obrony papieża wobec ostatniej twitterowej (czy w zasadzie iksowej) krytyki Franciszka. Chciałoby się powiedzieć, że kiedy ukaże się cały wywiad i ludzie go przeczytają, to autorom owych „oburzeń” będzie głupio. Ale nie jesteśmy naiwni. Mleko się rozlało. Prawie nikt nie przeczyta (nie obejrzy) wywiadu, a w pamięci zostaną oskarżenia z „mikrotekstów”, w których nie ma miejsca na rzeczową argumentację.

Czyja to wina? Zasadniczo nikt nie kłamie. A jednak wprowadza się opinię publiczną w błąd. A może ona sama się oszukuje? Nie, nie chcę bronić autorów z „X”. Mają swoje interesy i tworzą okazje do bombardowania wygodnymi tezami. Jednak „wina” leży też po stronie tych, którzy nie rozróżniają rodzajów literackich.

Jak happening

Twit to nie artykuł. To nie jest nawet news. Jego celem nie jest poinformowanie czy wyjaśnienie. On ma być faktem medialnym. To jego się komentuje, wyjaśnia, kontruje. Nic dziwnego, że jest używany w dyplomacji i w polityce (też gospodarczej czy kościelnej). W dyplomacji zawsze tworzyło się noty, gesty, podgrzewało się atmosferę, prowokowało reakcje. Tworzyło fasady, które miały łudzić, skupiać rywali na pozorach, ukrywać rzeczywisty stan rzeczy (np. gospodarki, zbrojeń, poparcia społecznego, intencji przywódców.)

Twit jest trochę jak happening. Jest wydarzeniem, ale sztucznym. On ma wstrząsnąć, poruszyć sumienie. Ale jest to gra pozorów. Z happeningiem nie da się dyskutować. Wyjaśnianie go jest bez sensu. Albo przemawia do nas, albo nie. Ma w sobie coś z insynuacji. Gra na niedopowiedzeniach. Musi być sugestywny. I tak trzeba go traktować. A nie jak rzeczowy artykuł lub udokumentowany opis zjawiska.

Ludzie to mylą. Nie rozróżniają rodzajów literackich (tak często czynimy też wobec Pisma św. i wpadamy w fundamentalizm biblijny). Zwłaszcza, gdy brakuje nam zaplecza intelektualnego potrzebnego do odczytywania kodów kulturowych, by np. nie sprowadzać białej flagi tylko do znaku poddania się. Przecież to również oznaczenie delegacji gotowej na pertraktacje. 

Myślę, że za przykład biblijnych „twitów” można uznać Księgę Przysłów. W ogóle przysłowia to dobry przykład na komunikowanie bliskie temu, czym teraz żywią nas portale. Czytamy nagłówki i niewiele więcej. Trudno z nimi zgadzać się lub nie. Jak z przysłowiami. 

Co nam mówi „w marcu jak w garncu”? Że każdej pogody można się spodziewać? To prawda. Ale prawdą jest i to, że „kwiecień plecień poprzeplata – trochę zimy trochę lata”. A i w innych miesiącach różnie bywa. Przysłowia nie kłamią. Ale nie są prognozą pogody opartą na danych z radarów pogodowych Dopplera. 

Lenistwo intelektualne prowadzi do fundamentalizmu biblijnego. Głosujemy tak, jak twity nas urobiły, bo nie chce nam się sięgnąć po poważniejsze analizy polityczne. Zatem i magisterium papieskie oceniamy po bon motach, a nie encyklikach. Czy to źle? Niekoniecznie. Chwytliwe powiedzonka mogą (i powinny) odsyłać do tego, co trudne i ciężkostrawne. Gorzej jak po happeningu nie myślimy krytycznie i nie sięgamy do źródeł.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.