Poniedziałek po wyborach. Miasto średniej wielkości. Środek dnia, a na schodach w ratuszu koczują członkowie komisji wyborczych z ogromnymi worami pełnymi dokumentów. Czekają, aż im wszystko potwierdzą i pozwolą w końcu pójść do domu. Pracowali przed wyborami. Całą niedzielę pilnowali oddawania głosów. Bywało, że do późna w nocy. Potem liczenie. Padają na nos ze zmęczenia, a jeszcze muszą w miarę przytomnie zatwierdzić owe potwierdzanie ich pracy. Czy to nie jest heroizm?
W imię czego? W imię uczciwości. By było uczciwie. By nie dało się oszukiwać. Jak takich nie wspierać? Jak się za nich nie modlić? I jak im nie dziękować? Bez ich pracy i poświęcenia trudno o pokój społeczny. Bo jak nie ufamy w rzetelne policzenie głosów, to łatwo o reakcje przemocowe.
A co myśleć o ludziach stojących godzinami (również w nocnych kolejkach), by zagłosować? Warto przypatrzeć się atmosferze pospolitego ruszenia: uśmiechom, wspieraniu ciepłą odzieżą, jedzeniem i napojami, życzliwością i troską o dzieci.
Takie i podobne obrazy to źródło natchnienia. Ktoś powie, że to tylko rzadkie zrywy narodowe. Że Polacy tylko tyle potrafią. Może. Ale potrzebujemy natchnienia. Zazwyczaj daje je literatura, włącznie z czytaniem Biblii. Bywają przywódcy natchnieni lub kaznodzieje, którzy porywają i poruszają. Idą za nimi tłumy. Kultura, od teatru po kabaret, potrafi poruszyć sumienia. Ale nie możemy zapominać o realnych heroicznych postawach. Zwłaszcza, gdy wielu nagle staje się gotowymi do poświęcenia.
To nas inspiruje
Natchnienie biblijne „przechodzi” przez kulturę ludową, która powstała wokół ogniska i biesiady, gdzie opowiadano o heroicznych czasach. Coś ludzi poruszyło, pchnęło, zachęciło i objawił się fenomen, którego nie można pominąć. Stał się dziedzictwem, tradycją. Wpłynął na historię. A przede wszystkim dalej wpływa, ciągle nas kształtuje. Dlatego możemy mówić o natchnieniu. Dana historia, legenda, przypowieść ciągle przemawia. Stąd warto było ją spisać lub inaczej utrwalić w kulturze, w zwyczajach, pieśniach (i ewentualnie w obrazach, choć to bywało zakazane).
I dlatego trafiła do kanonu ksiąg natchnionych. Nie odwrotnie. To nie dlatego coś nas inspiruje, bo jest w kanonie. Ale dlatego jest w kanonie, że nas inspiruje. Przyzwyczailiśmy do formalnego podejścia do kanonu, jako do spisu treści, które powinny nas inspirować. Które mają prawo być natchnieniem. Ale ów kanon powstał na podstawie zupełnie innego podejścia. Wspólnota używała różnych tekstów do przekazywania natchnienia, którym żyła. Wybrała i wpisała do kanonu te, które się sprawdziły w owej pracy wychowawczej.
Dzieje się historia
Szept anioła do ucha Mahometa lub ewangelisty (ewentualnie tłumacza, takiego jak Hieronim) nie może już być rozumiany dosłownie, przynajmniej w chrześcijaństwie. To tylko symbol całego łańcucha zdarzeń i opowieści o nich, całej sieci strumieni i rzek kultury ludowej (opowiadanej i dyskutowanej), które doszły do uszu pisarza. Które go natchnęły.
Czy zatem powinniśmy sobie pozwalać na zachwyty nad tym, co nas wzrusza wobec kolejek wyborczych? Czy hasło „dzieje się historia” nie jest nadużyciem? Gdyby się nie działa, to by nie poruszała. A w każdym razie byłyby to tylko przelotne poruszenia.
Czas powie „sprawdzam”. Jak np. w przypadku pospolitego ruszenia wobec uciekinierów z Ukrainy. Były bohaterskie legendy solidarności – i nadal są przynajmniej te, które się sprawdzają w kształtowaniu naszych postaw. Pojawiają się legendy demokracji. Ciekawe, jak ukształtują nasze nastawienie do niej? I czy wejdą do kanonu?
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.