„Jezus: «(…) Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu». Rzekł do Niego Piłat: «Cóż to jest prawda?»” (J 18,37-38)
Piłat chyba wzruszył ramionami. Nie wiemy. Natomiast obserwujemy wokół nas, że coraz mniej chodzi o to, czy ktoś kłamie czy też nie, lecz bardziej o to, czy nas w ogóle obchodzi, czy ktoś mówi prawdę, czy też nie. I ta obojętność zagraża fundamentom naszej cywilizacji.
Po co aż tak kłamią?
Łapię się ja (i moi przyjaciele) na pytaniu: po co aż tak kłamią? Przecież od razu widać, że ich tezy są nieuzasadnione. Czy nie łatwiej i skuteczniej byłoby oszukiwać za pomocą kłamstwa tylko lekko odbiegającego od prawdy? Oszustwo pod pozorem prawdy to wypróbowana metoda.
Okazuje się, że wcale tak nie jest. Dlaczego?
Pierwsza racja. Wobec kłamstwa przekraczającego wszelkie pojęcie rodzi się wątpliwość: gdyby tam nie było jakiejś prawdy, to przecież nikt by nie głosił takich horrendalnych bzdur. Jakaś przyzwoitość intelektualna każe nam wierzyć, że i propagandyści nie przekraczają granic absurdu. A to błąd.
Druga racja, dużo groźniejsza. W nieprawdę bliską prawdy łatwo uwierzyć. Wtedy oszukany czuje się wykorzystany, ale nie czuje się winny. Gdy prawda wyjdzie na wierzch, staje się nieufny wobec oszustów, a nawet jest gotów z nimi walczyć. Natomiast gdy kłamstwo brzmi nieprawdopodobnie, to pójście za nim powoduje uwikłanie. Wiem, że kłamią, ale udaję, że im wierzę, bo np. mam zbieżny interes z autorami propagandy. Z czasem sam zaczynam słuchać (i powtarzać) tylko to, co „potwierdza” te fałszywe tezy. Tak próbuję zagłuszyć sumienie.
Staję się współwinny. Jestem wspólnikiem kłamców. I to jest ich cel. Tak buduje się twardy elektorat. Wierny nawet, kiedy prawda wychodzi na jaw.
Cóż to jest prawda?
Taka polityka prowadzi jednak do zobojętnienia na prawdę. „Cóż to jest prawda?” staje się wzruszeniem ramion, stwierdzeniem, że ona mnie nie obchodzi. To nie jest tylko konstatacja bezradności wobec różnych pytań, która może być uczciwa. To nie jest drążenie prawdy i zgoda na niekończący się proces odkrywania jej ciągle na nowo. Mamy do czynienia z czymś złym (niektórzy powiedzą: z istotą zła), a mianowicie z odwróceniem się od prawdy. Ona mnie nie obchodzi. Możemy oszukiwać bliźnich, byle osiągnąć nasz cel. A on uświęca środki.
Może dlatego Jezus tak często przywoływał fałszywych proroków? Ludzie im już nie wierzyli, a jednak im klaskali. Tak jak ci, którzy nie wierzą propagandzie, a jednak jej przyklaskują i przytakują tym, którzy już wielokrotnie ich okłamali. Bo są współwinni… I samego kłamstwa, i jego konsekwencji.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.