My tu mamy dziecko

„My tu mamy dziecko, Tymka” - to konkret. Konkret, który wiele zmienia. Wzywa do dojrzałości: Lenkę, rozwiedzionych, ale i prawodawców.

Pięcioletnia Lenka stała się znana, ponieważ uratowała mamę. Wszyscy wiedzą, że zadzwoniła na 112 i sprowadziła pomoc do nieprzytomnej mamusi leżącej w łazience. Zachowała się racjonalnie. Tak, jak przewidująca mama ją nauczyła. Ta historia wzrusza. Ale też poucza, zwłaszcza, gdy wsłucha się w słowa dziewczynki z nagrania w centrum dyspozycyjnym.

Ona nie tyle mówi o swoim strachu, ale o tym, że mama ma małe dziecko. Chodzi o jej jednorocznego braciszka Tymka. Mama leży nieprzytomna, a one mają tu małe dziecko, jak później dodaje. I pyta: Pani przyjedzie? Ogromnie mnie poruszyło to „Pani przyjedzie?”. Nie prosi o policję, o pogotowie. Tylko pyta, czy ta pani przyjedzie. Potrzebuje konkretnej osoby. Sprawdza, czy drzwi są otwarte. I czeka.

A motywacją do tego zaproszenia, do wpuszczenia do mieszkania jest „my tu mamy małe dziecko”. Ta dziewczynka w momencie kryzysu staje się nad wyraz dojrzała. Potem do kamery niewiele chce lub może powiedzieć. Jak to pięciolatka. Ale gdy tłumaczy do słuchawki, to podaje argument dla niej najważniejszy „małe dziecko”. Zaprasza do siebie nie dlatego, że się boi, że nie wie co się dzieje, lecz dlatego, by ktoś jej pomógł przy tym dziecku. Czuje się odpowiedzialna za brata. I rzeczywiście, po telefonie opiekuje się nim. Mama leży i się nie rusza, to trzeba prosić tę panią z telefonu, by przyjechała. To takie „podstawowe”.

Odpowiedzialność

Przypominają mi się różne historie ludzi żyjących w powtórnych związkach. Często zakładali je, bo „my tu mamy dziecko”. Odpowiedzialność za wychowanie dzieci, za to by miały ojca i matkę i to żyjących w harmonii, w pokoju emocjonalnym dającym potomstwu poczucie bezpieczeństwa, skłoniła sporo z nich do ponownego założenia gniazda rodzinnego, gdy poprzednie się rozpadło. Papież w „Amoris Laetitia” otwiera przed nimi drogę prowadzącą do komunii sakramentalnej. Jednak są tacy, którzy się sprzeciwiają. W imię zgorszenia. To miałoby gorszyć.

I rzeczywiście – Jan Paweł II, który otworzył drogę do komunii duchowej, uważał jednak, że sakramentalna (choć mająca takie same uzasadnienie jak duchowa) może być źle zrozumiana przez otoczenie. Może wprowadzać zamieszanie. Franciszek też bierze pod uwagę takie sytuacje i jako element rozeznania zachęca do rozważenia, czy kogoś z naszego otoczenia nie zgorszymy? On jednakże uważa, że wcale tak nie musi być. I praktyka pokazuje, że coraz częściej ludzie są wręcz zbudowani ową dojrzałą postawą ludzi budujących nowe gniazdo po całkowitym rozpadzie poprzedniego. Zwłaszcza, że „my tu mamy dzieci”.

Zgorszenie

Przy okazji zastanawia mnie, czy nie mamy tu do czynienia z innym zgorszeniem. Bo kiedy dzieci dorastają, to może zacząć ich zastanawiać, dlaczego, gdy moi rodzice – ze względu na moje dobro -zdecydowali się na założenie nowej rodziny (choć mieli nawet traumatyczne doświadczenie z tą pierwszą) i poświęcili jej tak wiele oraz okazali tyle miłości i troski, to teraz przez Kościół są za to karani. Bo tak odbierają zakaz przystępowania do komunii sakramentalnej. Jako karę. Jako wytykanie palcem.

Czy to nie jest gorszące? Co takie dorastające dzieci myślą sobie o Kościele, o jego hierarchii wartości? A przecież już dawno księża potrafili skracać wdowcom okres żałoby, gdy w domu było stadko dzieci, a matka im obumarła. Przyśpieszano nowe zamążpójście. A co robić, gdy uciekła za ocean i wrócić za nic nie chce?

Też chyba warto wczuć się w to, co owe potomstwo myśli o katolickim podejściu do seksualności. Ich rodzice (z krwi lub z wyboru) są karani za współżycie. Czy zatem katolicy uważają, że na szczęście w rodzinie nie ma wpływu dobre pożycie małżeńskie? A może seks jest zły, nie jest stworzony przez Boga i lepiej jak dzieci żyją pod jednym dachem z osobami żyjącymi w „celibacie”? Nie liczące się z realiami ludzkiej natury odpowiedzi naprawdę odstręczają od Kościoła. A zatem gorszą.

„My tu mamy dziecko, Tymka” – to konkret. Konkret, który wiele zmienia. Wzywa do dojrzałości: Lenkę, rozwiedzionych, ale i prawodawców. Bo jak tu karać za to „Pani przyjedzie?”, „Pan przyjdzie?”, bo „my tu mamy dziecko”.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.