Mojżesz kontra Bóg

Spór o złotego cielca to spór o zobrazowanie, które jest redukcją. Tego, który prowadzi i za którym się idzie redukuje się do niesionego tam, gdzie my chcemy.

Mojżesz kontra Bóg

Elihu Vedder, Public domain / Wikimedia Commons

Zadziwia Mojżesz „stawiający się” Panu Bogu (por. Wj 32). Gdy Bóg chce zniszczyć Izraela za złotego cielca, który miał wyobrażać Boga, który wyprowadził lud z ziemi niewoli, Mojżesz się sprzeciwia. Nie robi tego, by w ogóle nie karać współziomków. On ich ukarze. Ale…

Czego nie chce? Nie chce zagłady. Nie chce stać się nowym Abrahamem, czyli żeby od niego pochodził nowy naród wybrany. Dlaczego? Chodzi mu o honor Boga, o Jego dobre imię. Argumentuje: Czemu to mają mówić Egipcjanie: W złym zamiarze wyprowadził ich, chcąc ich wygubić w górach i wygładzić z powierzchni ziemi? (…) Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: „Uczynię potomstwo wasze tak liczne jak gwiazdy niebieskie, i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki”»”. (Wj 32,12-13)

Czyli: Mojżesz tłumaczy Bogu, że kara polegająca na zgładzeniu ludu byłaby wbrew Jego obietnicom i danemu słowu. Egipcjanie szydziliby sobie z Boga. Możemy chyba powiedzieć, że Mojżesz dba o dobry obraz Pana i dlatego sprzeciwia się ostatecznej zagładzie Ludu Wybranego.

Taką motywację znajduję nieraz u ludzi, którzy nie chcą, by źródłem ich wyborów etycznych był strach przed piekłem rozumianym jako ostateczna zagłada. Odrzucają taki obraz Boga, który mówi o Nim, że jest zdolny zniszczyć na zawsze. Bywa, że to odrzucenie przybiera postać ateizmu. A szkoda, bo przecież od dawna uczymy się na lekcjach religii o żalu doskonałym, który nie jest motywowany strachem przed karą, lecz miłością.

Zredukowany

We wspomnianym fragmencie z Księgi Wyjścia mamy jednak jednocześnie obraz Boga, który mówi do Mojżesza, by Go nie powstrzymywał, bo On chce zapałać gniewem i zgładzić lud. Autor biblijny zdaje sobie sprawę, że jest w nas potrzeba sprawiedliwości, która polega na ukaraniu winnych, a nawet zgładzeniu ich. Jak widzimy, Bóg jednak pod wpływem Mojżesza „nawrócił się” i „zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud” (w. 14).

Dalej: Mojżesz w trosce o dobre imię Boga bierze na siebie ukaranie ludu, jednak bez wyniszczania go. Kara przestaje być karą Bożą (wieczną), a staje się ludzką (doczesną). Już nie chodzi o to, by czegoś nie robić, bo Bóg się obrazi i wymyśli jakąś zemstę. Raczej powinniśmy dostrzegać naturalne konsekwencje naszych poczynań. Zło niszczy nas i innych nie ze względu na fanaberię kogokolwiek (nawet Boga), ale dlatego, że podejmujemy niszczące działania. 

Istnienie zła wywołuje potrzebę strażnika, czyli Boga obrońcy, który ma moc karać za zło. Głęboko myślący ateiści zwracają jednak naszą uwagę na sumienie nie jako na ostrzegający głos Boga, ale jako wyraz naszego pragnienia życia pięknego, uczciwego, a przede wszystkim w harmonii i miłości z innymi.

Spór o złotego cielca to spór o zobrazowanie, które jest redukcją. Tego, który prowadzi i za którym się idzie redukuje się do niesionego tam, gdzie my chcemy. Mojżesz walczy z obrazami Boga na ludzką modłę. Tzn. ani „ciepłe kluchy” ani kat zagniewany. Obydwa obrazy są nieprawdziwe, choć ludzie ich chcą i się nimi posługują. Są wygodne, gdy szuka się bezpieczeństwa (Gott mit uns). 

Na szczęście są „ateiści”, którzy odrzucają takie obrazy Boga.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.