Milczenie a kwalifikacje polityczne

Dlaczego ksiądz nie powinien publicznie obnosić się ze swoimi sympatiami partyjnymi? Ano właśnie dlatego, aby wierni mogli o nich dyskutować bez skrępowania.

Każdy ksiądz powinien wiedzieć, że nie wolno uprawiać mu agitacji partyjnej. Jednak nie każdy duchowny rozumie, dlaczego cisza wyborcza obowiązuje go nie tylko w weekend wyborczy. Co ciekawe, naruszenia w tej materii obserwujemy raczej po stronie tych, którzy uważają, że katolicy mogą głosować tylko na jedną opcję polityczną. Ci, którzy prywatnie sympatyzują partiom otwartym na różne światopoglądy, raczej powstrzymują się od „kazań politycznych”. Milczą w imię budowania wspólnoty parafialnej. Tak, by nie wypraszać z kościoła jakiejś części wiernych.

Jeszcze ciekawsze jest to, że na propagandę partyjną w świątyniach nie obruszają się ci świeccy, którym zdaje się, że mają monopol na katolickość. Inni w sercu może i gorszą się duchownymi-politykami, ale już głośno nie protestują. Ewentualnie po cichu odchodzą lub starają się przeczekać czas wyborczy. Natomiast ci, którym wydaje się, że Kościół należy tylko do nich, dość agresywnie nastają na duchownych protestujących przeciw zaangażowaniu kleru (w tym i biskupów) w przedwyborcze manewry propagandowe. Innymi słowy: część wiernych w praktyce uważa, że w kościele można agitować za jakąś jedną partią. Za innymi nie wolno.

By można było krytykować

Jest to nie tylko niesprawiedliwe i gorszące, bo niszczące wspólnotę i wypychające z kościołów znaczną część wiernych. Świadczy też o tym, że Kościół w Polsce dryfuje w kierunku modelu reżimu totalitarnego. Patrząc na różne modele ustrojowe i starcia między nimi, widzimy, że coraz trudniej klasyfikować je pojęciami prawica – lewica, socjaliści – liberałowie, demokraci – republikanie czy tradycjonaliści – progresiści. Światowe podziały dość wyraźnie natomiast wskazują na różne poziomy wolności słowa. Mamy społeczeństwa, w których ludzie boją się wyrażać swoją opinię. Są za to karani więzieniem lub innymi szykanami. I to jest biegun polityczny, od którego jedni chcą się trzymać z daleka, a innych kusi.

Ten podział bywa rozmydlany przez propagandę reżimów „zamordystycznych” sugerującą, że poprawność polityczna to także ograniczanie wolności słowa. Ale łatwo zauważyć, iż w państwach demokratycznych nie tylko z nazwy ludzie nie boją się krytykować także poprawności politycznej. Spory na tym tle są elementem zwyczajnej debaty. Nikogo się nie rozstrzeliwuje za krytykę.

Historia nauczyła nas, że społeczeństwa, które dały sobie narzucić autocenzurę, kończyły jako mięso armatnie na ołtarzu reżimu. A także jako współodpowiedzialni za zbrodnie owego reżimu.

Nie u siebie

Jak to pogodzić z autocenzurą duchowieństwa? Dlaczego ksiądz nie powinien publicznie obnosić się ze swoimi sympatiami partyjnymi? Ano właśnie dlatego, aby wierni mogli o nich dyskutować bez skrępowania. By część wspólnoty, ta o innych sympatiach niż duszpasterz, nie była skłaniana lub wręcz zmuszana do milczenia. Inaczej wspólnota się rozpada. Ludzie odpływają, bo nie czują się u siebie. A nawet czują się prześladowani.

Taki obowiązek dotyczy duszpasterzy piastujących rolę „starszych” (prezbiterów) w Kościele. Ale spoczywa też w jakiś sposób na „starszych” w rodzinach, miejscach pracy i innych społecznościach. Ojcowie, matki, babcie, dziadkowie, prezesi, dyrektorki muszą zostawiać innym swobodę wyrażania myśli politycznej, jeśli nie chcą, by gdzieś podskórnie narastało poczucie wyobcowania. A to oznacza, że owi starsi (czy owe starsze) powinni powstrzymywać się przed bezwzględnym narzucaniem swojej opinii.

Wiem, że nacierpieliśmy się tak wiele przez nienawiść zasianą przez podżegaczy partyjnych, że teraz często wolimy milczenie i apelujemy o powstrzymanie się od dyskusji politycznych. Przynajmniej przy wspólnym stole. Ale w praktyce nierzadko oznacza to milczenie tylko jednej strony. Jak w Kościele. Bo to ci mądrzejsi milczą, a ci bardziej zacietrzewieni i tak starają się zdominować nawet najniewinniej rozpoczynającą się wymianę zdań.

Zatem potrzebujemy konstruowania forum na dyskusję. Ale potrzebujemy też by jej moderatorzy byli na tyle bezstronni, aby każdy czuł się bezpiecznie. By miał czas na wypowiedzenie swojego zdania i prawo do odmiennej opinii. Widać, że prawdziwy duchowny (czy inny moderator) powinien być człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej. Prezbiter (jak każdy przewodniczący) nie może być przemocowym chamem.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Wesprzyj nas wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.