Wśród większych lub mniejszych emocji związanych z oczekiwaniami wobec nowego papieża jest i ta wywoływana jego miejscem zamieszkania. Czy lepiej, by Leon wrócił do apartamentów papieskich w Pałacu Apostolskim, czy raczej niech kontynuuje wybór Franciszka, który z nich zrezygnował? Spór wydaje się banalny. Bardziej zależy nam na tym, jak papież będzie zarządzał Kościołem, niż na tym, skąd będzie to robił. A jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A zatem rządzenie zależy również od codziennej egzystencji władcy.
Swego czasu były państwa, np. Hiszpania w XVI wieku, które nie miały stałej stolicy. Ona była tam, gdzie aktualnie przebywał król czy cesarz. A ci zazwyczaj byli w drodze, czyli bliżej poddanych. Ten papież ponoć będzie dużo podróżował. Zobaczymy.
Franciszek wbrew pozorom wybrał Dom św. Marty nie tyle ze względu na ubóstwo i prostotę, co przede wszystkim, jak argumentował, ponieważ w papieskim apartamencie czuł się jak zamknięty w lejku. To był duży lejek, ale z wąskim wejściem, gdzie przepływ ludzi był ściśle monitorowany przez sekretarzy. Papież czuł się odcięty od normalnych ludzi, a zwłaszcza od przypadkowych kontaktów. Tam wszystko było zaplanowane i każda rozmowa tak dopracowana, że niewiele było miejsca na niespodziankę, zaskoczenie, jakieś niekonwencjonalne zachowania. Czyli na nowość. Jak w takich „sterylnych” warunkach można było realizować owo Franciszkowe wąchanie i słuchanie stada idąc na jego czele, pośrodku lub podążając za nim z tyłu?
Apartament
Historia ciężko doświadczyła ludzkość władcami odrealnionymi. Takimi, którzy stracili kontakt z rzeczywistością, a jednak rządzili zapatrzeni w swoje fantasmagorie. Swego czasu powstał film o najbliższym otoczeniu Jana Pawła II pt. „Apartament”. Był to film dokumentalny, który można wręcz nazwać hołdem wobec współpracowników Wojtyły, nazywanych nieoficjalnie w Watykanie właśnie „apartamentem”. Bo to oni mieli codzienny dostęp do papieża. Ów dokument był miłą laurką, ale opinia o tej grupie bywała nacechowana, delikatnie mówiąc, obawą o skutki takiego ograniczenia. Przykładem niech będzie sprawa abp. Paetza, który zanim trafił do Poznania był majordomusem przy papieżu, a więc odpowiedzialnym za przygotowywanie gości na spotkanie z Janem Pawłem II. A potem gorszące wieści na jego temat nie mogły się jakoś przebić przez otoczenie papieskie. Co oczywiście kładzie się cieniem na funkcjonowanie owego systemu apartamentu.
Oczywiście, więcej zależy od jakości mieszkańców niż od architektury domu. Ale sposób mieszkania wpływa na atmosferę w domu. Zatem i na to, kogo gościmy i z kim rozmawiamy, zwłaszcza nieoficjalnie. Ileż tekstów literackich opisuje ludzi (zwłaszcza władców) zamkniętych w swoich luksusowych pałacach. I nieszczęśliwych. Otoczonych tłumem pochlebców, a jednak cierpiących na samotność. Wyizolowanych, którym nikt prawdy nie śmie powiedzieć. A często jeszcze wokół nich kręci się jakiś manipulator, rządzący z tylnego siedzenia dzięki temu, że umiejętnie dawkuje swemu panu informacje i kontakty. Nie byłoby szarych eminencji, gdyby te odziane w złoto lub purpurę nie mieszkały uwięzione w zbytkach.
By być pasterzem
Rozumiem, że wielu pragnie uporządkowanego życia i uważa, iż papież powinien takież prowadzić. Według nich również od tego zależy jakość jego rządzenia. Papież Franciszek był dla nich zbyt szalony, zbyt spontaniczny. Zwłaszcza jego wypowiedzi były zbyt spontaniczne. A przecież owe spontaniczne kontakty wpływały na to, co i jak mówił.
I rzeczywiście Bergoglio był człowiekiem, który potrafił się zmieniać. Ciekawa jest przemiana jego stylu pisania. Od artykułów, które były tak skomplikowane, że kolega – redaktor naczelny – musiał je upraszczać, by były strawne dla czytelników, do takiego przemawiania, że doskonale łapał kontakt z dziećmi i ludem. Uczył się tego jeżdżąc do pracy, już jako arcybiskup, komunikacją miejską i rozmawiając z przypadkowo napotkanymi towarzyszami podróży. Potrzebował tego jako pasterz, by być pasterzem.
Czego potrzebuje papież Leon, by być papieżem? Gdzie lepiej będzie mu mieszkać? Wielu z nas ufa, że on wie, skoro był misjonarzem na peruwiańskich peryferiach. Tam się uczył od wspólnoty, jak być dla tej wspólnoty, ale też jak od niej czerpać, jak się od niej uczyć.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Wesprzyj nas wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.

ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.