Zawirowania wokół tegorocznej kolędy obnażyły pewne braki komunikacyjne w naszych parafiach. Bez względu na to, czy wizyta duszpasterska była na życzenie, czy według tradycyjnego trybu, liczba przyjmujących zmniejszyła się w porównaniu ze stanem sprzed pandemii. Zatem było najczęściej i mniej pieniędzy. Księża dyskutowali, czy lepiej mniej wizyt, ale u tych, którzy rzeczywiście tego chcą, czy raczej więcej, może trochę wymuszonych zwyczajem i zapisami w kartach, jednak docierających do tych, którzy nie radzą sobie z zapraszaniem księdza.
Do i od
I rzeczywiście: możemy zaobserwować całe rzesze parafian – i to nie tylko tych najstarszych – którzy są trochę bezradni wobec propozycji indywidualnego zgłaszania chęci przyjęcia księdza z wizytą kolędową. Są telefony, jest strona parafialna z odpowiednim formularzem, jest zakrystia czy kancelaria. A jednak wielu ludzi nie jest przyzwyczajonych do takiej sytuacji. Nie za bardzo wyobrażają sobie, by mogli sami zaprosić kapłana do domu. Ten kierunek komunikacji jest nieprzetarty.
W drugą stronę i owszem. Ze strony duszpasterzy do wiernych docierają ogłoszenia parafialne, różne komunikaty, bywa, że połajanki i mobilizacje do takich czy innych akcji. Natomiast kierunek od wiernych do księży, choć formalnie istnieje (i można przyjść np. do kancelarii, by pogadać), ale tylko nieliczni („sygnaliści-plotkarze”) z niego korzystają. Większość nawet sobie nie wyobraża, by można było porozmawiać z księdzem. Wyjątkiem jest spowiedź. Ale i tematyka jest wyjątkowa.
Mamy zatem dużą dysproporcję między komunikowaniem „do” i „od” wiernych. Trzeba by udrożnić ów drugi kanał komunikacyjny. Nie da się tego jednak zrobić bez praktyki. Bez zmiany nawyków. Okazją jest kolęda na zamówienie. I nie chodzi tylko o nauczenie się np. korzystania ze strony parafialnej w sposób interaktywny. Jest to też okazja do wymiany doświadczeń między sąsiadami. Do podzielenia się owocami wizyty duszpasterza, który tym razem miał więcej czasu (bo nie zabrali go ci przymuszeni) i był inaczej zmotywowany (bo wiedział, że czekają na niego, ci którzy autentycznie chcą tych odwiedzin). Wiedział, że nie będzie potraktowany zdawkowo, a zatem nie musi zdawkowo „jakoś doprowadzić wizyty do szybkiego końca”.
To jakość rozmowy duszpasterskiej zachęca innych do zaproszenia duszpasterza. Do wyobrażenia sobie, że to w ogóle jest możliwe – i dobre.
Przełamać tabu
Spójrzmy na Zacheusza drapiącego się na sykomorę. Można powiedzieć, że Jezus się do niego wprosił. To prawda. Ale zrobił to wobec kogoś, kto nawet nie śmiał pomyśleć, by Jezus mógł go pozdrowić. Co dopiero zasiąść przy jego stole. On, celnik, mógł wyjść na drogę, by zobaczyć przechodzącego Jezusa. Mógł nawet wdrapać się na drzewo. W tę stronę kanał był udrożniony. Natomiast w drugą absolutnie nie. Stąd słowa i zachowanie Jezusa były całkowitym zaskoczeniem. Jezus przełamał pewne tabu i to wywołało ogromną i hojną reakcję Zacheusza.
I my mamy kanały do udrożnienia. Próbą było wysłuchanie synodalne. Ale problemy z zamawianiem kolędy na życzenie pokazały, że przed nami wciąż żmudna, choć ciekawa droga.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.