Entuzjazm do pewnego stopnia

Show, koncert, nakręceni mówcy tryskający entuzjazmem niepozostawiającym miejsca na wątpliwości to ślepa uliczka. To też jest nieżyciowe. Jak naiwne homilie.

Entuzjazm do pewnego stopnia

GDJ /Pixabay

Głoszenie Ewangelii tam, gdzie doszło do zgorszenia Kościołem, to nie lada wyzwanie. Kiedyś i dziś. Trudno zachęcać do Chrystusa tych, którym imię Jezus kojarzy się np. z imperializmem Zachodu. To oczywiste. Ale kiedyś zniechęceni nadużyciami przynajmniej tworzyli sobie nową wspólnotę kościelną, a starą nazywali Babilonem. Teraz nawet tego nie chcą robić. Mówią, że Kościół, ksiądz, sakramenty nie są im potrzebne. Nie rozwijają ich, nie czynią lepszymi ani szczęśliwszymi. Nie mają „swojego” Kościoła (czy kościoła) nawet w Internecie. Z nikim się nie konfrontują.

A jednak zniechęcenie

Czas kryzysu przynagla do NOWEJ ewangelizacji. Papież Franciszek pisze o radości płynącej z głoszenia Ewangelii. Mówi się, że entuzjazm jest zaraźliwy. A jednak niejednego zniechęcił.

Nie wszyscy księża oczywiście opowiadają głupoty przeciwne Ewangelii. Ale są też tacy, których homilie co prawda nie rodzą odruchu wyjścia z kościoła, a jednak to, co mówią jest tak nieżyciowe, że zniechęca.

W poszukiwaniu zachęty sięgamy więc po entuzjazm. Ma on przekonać adresatów nowej ewangelizacji. Jak wigor domokrążców. Żywy człowiek, przekonany na sto procent (a przynajmniej tak wyglądający), to mocny impuls bazujący na „świadku”. Do tego dochodzą emocje, które wywołuje show (prezentacja), przedstawiany przez „bezpośredniego sprzedawcę”.

Czasy odradzającego się kapitalizmu w Polsce pokazały nam, że to działa. Ale do czasu. Staliśmy się nieufni wobec takich mechanizmów. Podobnie bazująca na nich nowa ewangelizacja jest po prostu naiwna. Show, koncert, nakręceni mówcy tryskający entuzjazmem niepozostawiającym miejsca na wątpliwości to ślepa uliczka. Wystarczy zobaczyć jak wielu ludzi przychodzi do organizacji „charyzmatycznych”, ale i jak wielu szybko odchodzi.

To też jest nieżyciowe. Jak naiwne homilie.

Bez środków ochronnych

Franciszek napisał w „Evangelii gaudium” mówiąc (sic!) o radości i przyjemności: „Czasem doświadczamy pokusy bycia chrześcijanami, zachowując roztropny dystans w stosunku do ran Pana. Jezus jednak chce, abyśmy dotykali ludzkiej nędzy, abyśmy dotykali cierpiącego ciała innych. Oczekuje, abyśmy zrezygnowali z poszukiwania osobistych lub wspólnotowych środków ochronnych, pozwalających nam zachować dystans w stosunku do istoty ludzkiej udręki, tak abyśmy rzeczywiście chcieli wejść w kontakt z konkretnym życiem innych i poznali moc czułości. Gdy to czynimy, życie zawsze się nam komplikuje cudownie i przeżywamy głębokie doświadczenie bycia ludem, doświadczenie przynależności do ludu”. (EG, Duchowa przyjemność bycia Ludem Boży, 270)

Jest coś takiego jak radość z bycia życiowym. Nawet u kaznodziei, o którym mówią, że trudna jest jego mowa.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.