Domknąć proces

Wszyscy mają prawo do uczciwego procesu. Nawet wtedy, gdy oskarżyciele pochowali się po kątach. Trzeba wyjaśnić, co się stało i w miarę możności wynagrodzić.

Ignacy Loyola bywał w więzieniach Inkwizycji i podlegał jej wyrokom. Ale też sam występował o przeprowadzanie procesów wobec siebie samego. Jeśli ktoś rzucał na niego oskarżenia o herezję lub jakieś podejrzane poglądy, zwłaszcza te głoszone w Ćwiczeniach Duchowych, nie zadawalał się cichym wycofaniem się oskarżyciela. Domagał się wyroku Inkwizycji oczyszczającego go z zarzutów. Chciał sądowej gwarancji ortodoksji. Bez tego nie mógłby dawać Ćwiczeń Duchowych. A wielu plotkowało o jego „nowinkach” i sugerowało ich niezgodność z tradycją katolicką.

Nie tylko podlegamy sądom i powinniśmy wykonywać wyroki. Mamy również prawo do bycia sądzonymi. Mamy prawo do wyroku, zwłaszcza wtedy, kiedy obrzuca się nas insynuacjami. Niby robimy lub głosimy coś złego, ale nie wiadomo dokładnie co. Jesteśmy karani, lecz nie jest jasne za co. Nie podobamy się komuś ważnemu. Ale on „miłościwie” milczy na temat powodów. A tak naprawdę boi się otwartego udawadniania swoich racji. Brak sądu to pozbawianie prawa do obrony, do przedstawienia stanowiska, do konfrontowania świadków. Dlatego Nikodem pytał Sanhedryn «Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?» (J 7,51).

Co tu się stało?

Oczywiście sąd musi być niezależny. Dlatego Zuzannę uratował proces przeprowadzony przez Daniela, a nie sędziów (starców), którzy jednocześnie byli oskarżycielami. Stąd pozakulisowe dochodzenia delegatów lub wysłanników to zaledwie czynności prokuratorskie. Nie wolno ich mylić z procesem sądowym. To sąd ostatecznie ocenia materiał dowodowy, a nie gromadząca go policja. Ona może co najwyżej dojść do wniosku, że nie ma z czym iść do sądu. A my często wydajemy „wyrok” tylko dlatego, że jest prowadzone dochodzenie. Do potępienia wystarczy nam tylko to, że ktoś bada oskarżenia.

Potem po cichu wycofuje się zarzuty. Ale mleko się rozlało. Organizacja została przejęta, dobre imię skalane, partnerzy biznesowi trzymają się z daleka. Zaufanie gdzieś uleciało. Czy wtedy zamiatanie pod dywan coś da? Czy udawanie, że nic się nie stało i liczenie na przeczekanie jest dobrym rozwiązaniem? Każdy musi to sobie skalkulować. Ale wszyscy mają prawo do uczciwego procesu. Nawet wtedy, gdy oskarżyciele pochowali się po kątach. Trzeba wyjaśnić, co się stało i w miarę możności wynagrodzić.

Rozumiem, że nie każdy oskarżony chce takiej kontynuacji. Lecz rezygnacja z niej rodzi nowe podejrzenia. Może być wyrazem litości wobec rzucających podejrzenia lub brakiem chęci do tracenia czasu „na dalsze grzebanie się w…”. Może jednak oznaczać, że nie wszystko jest takie czarno-białe. I podejrzenia zostają. Stąd „komisje do wyjaśnienia” to również szansa dla podsądnych, o ile są uczciwie transmitowane.

Niby jest wyrok…

Kościół niestety przez wieki przyzwyczaił się do sądów kapturowych. Do tego stopnia, że ludzie nie tylko nie wiedzą, kto ich oskarża, a nawet w skrajnych przypadkach, o co dokładnie się ich oskarża, ale jeszcze nie mają prawa do publicznego bronienia się, do polemizowania z oskarżeniem. Nie mogą wystąpić do niezależnego sądu (cywilnego) przeciw swoim przełożonym (kościelnym). To znaczy mogą, ale jest to traktowane jak nieposłuszeństwo (np. zakonne) i karane. Bardziej lub mniej formalnie.

Zamieszanie jakie powstaje wskutek niedomkniętych dochodzeń, czy procesów jest widoczne również wtedy, gdy ogłasza się konkretne kary lub procedury zabezpieczające prawa ewentualnych ofiar, a potem zaniedbuje ich wykonywanie. Niby się zakończył proces, jest wyrok, a jednak władza (zależna od konfratrów) – sugerując swoje wątpliwości – przymyka oko. I tego, kto powinien schować się w cieniu, celebruje. Nawet już po jego śmierci.

Możemy zżymać się na media, że tak szybko zapominają i dlatego obrona i polemika zazwyczaj są spóźnione. Nikt na nie nie zwraca już uwagi. Ogłoszenie wyroku po długim i wnikliwym procesie nie odbija się echem. Nie naprawia krzywdy. Ale też musimy uważać, na tych, którzy chętnie polemizują z oskarżeniami, ale wcale nie chcą procesu, niezależnego od ich władzy. Pewnie wiedzą, co dla nich znaczyłaby ta weryfikacja.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.