Dezintegracja parafii

Dziś można tylko usłyszeć argument o rozbijaniu parafii. I trudno się nie zgodzić, że jest to jakaś forma dezintegracji. Pytanie: czy nie pozytywnej?

Przyszłością Kościoła nie są parafie terytorialne. Coraz więcej ludzi czuje się związanymi z parafiami personalnymi. Wynika to z ich zawodu, zajęć, upodobań, wieku, sytuacji rodzinnej lub przynależności do jakiejś organizacji, np. harcerstwa. Większy kontakt mają z kapelanem, opiekunem czy duszpasterzem niż z proboszczem. Szef parafii terytorialnej niewiele o nich wie. A kapelan zna osobiście i ma stały kontakt. Są mobilni, więc terytorium nie ma większego znaczenia.

Prawo “kancelaryjne” nie jest jeszcze dostosowane do takiej struktury duszpasterskiej. A przynajmniej w praktyce nie wszyscy proboszczowie potrafią się w niej odnaleźć. To nie jest jedyna trudność. Trzeba być czujnym wobec wszelkich tendencji do tworzenia sekty. To zawsze jest groźne, jeśli grupa jest stosunkowo niewielka. Samozadowolenie z poczucia, że jesteśmy lepsi niż inni – ci, którzy tak intensywnie nie przeżywają wspólnoty – też nie służy dobremu. Jak zaradzić takim i podobnym zagrożeniom?

Spoiwo

Praktyka pokazuje, że dobrym spoiwem dla mniejszych grup jest wspólne zaangażowanie pomocowe, charytatywne, edukacyjne itp. W dużych wspólnotach terytorialnych, w parafiach bardzo często istnieją i działają grupy charytatywne. Ale najczęściej ta działalność polega na staniu z puszkami przed kościołem. Ewentualnie wąska grupa zajmuje się dystrybucją owych środków między potrzebujących. Lwia część parafian tylko słyszy na ogłoszeniach wezwania i wrzuca do puszek jakiś datek. Trudno to nazwać wspólną działalnością, a jeszcze trudniej spoiwem budującym wspólnotę parafialną. Choć oczywiście nie powinniśmy odmawiać celowości takim kolektom.

Gdyby jednak popatrzeć na parafię jako na wspólnotę wspólnot, to poszczególne grupy parafialne mogą budować swoje poczucie tożsamości m.in. w oparciu o wspólne zaangażowanie. Problemem jednak jest to, że praktykujących katolików jest coraz mniej. Dlatego łatwiej budować małe wspólnoty na terenie międzyparafialnym, wspieranym przez kapelanów, niż wewnątrz parafii w kontakcie z proboszczem.

To wszystko oczywiście wymaga zmiany mentalności. Szczególnie proboszczowie potrzebują dużo wolności i zrozumienia dla swoich parafian terytorialnych, którzy jednak mają poczucie przynależności do struktur ponadparafialnych.

Chleb

Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy zauważymy, że nie ma wspólnoty bez Eucharystii. I nie chodzi tu tylko o zwykły churching. Pragnienie, by wspólna działalność, zaangażowanie i wspieranie się znalazł swój wyraz we wspólnej Eucharystii jest jak najbardziej zdrowe. Ale znowu powstaje pytanie, czy to ma być wspólna Msza dla wielu wspólnot, czy raczej poszczególne Msze dla pojedynczych wspólnot?

Odpowiedź nie jest bez znaczenia choćby dla architektury. Może powinny przeżyć swój renesans boczne kaplice, dolne kościoły, krypty, kaplice w domach parafialnych czy kościółki filialne itp. I znowu: czy jesteśmy gotowi na coniedzielne goszczenie w obiektach parafialnych małych grup celebrujących Eucharystię ze swoim kapelanem?

Dziś można tylko usłyszeć argument o rozbijaniu parafii. I trudno się nie zgodzić, że jest to jakaś forma dezintegracji. Pytanie: czy nie pozytywnej?

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.