„A co, jak sfałszują wybory?” Gdy słyszymy takie pytanie, podskórnie rodzi się obawa o przemoc, o wojnę domową. I rzeczywiście – podstawowym ciosem w demokrację jest niszczenie wiarygodności wyborów. Jeśli mechanizm wyborczy będzie powszechnie podważany, to przekazywanie lub zatrzymywanie władzy odbywać się będzie na zasadach niedemokratycznych. W wyniku zamachu stanu, rewolucji, wojny domowej, stanu wojennego itp. Zatem krwawo.
Jeżeli chcemy tworzyć cywilizację życia, a nie śmierci, to powinniśmy robić, ile się da, by unikać zabijania. Dlatego demokracja (nieudawana) jest jak najbardziej chrześcijańskim wyborem. Jednak demokracja, w której fałszuje się wyniki wyborów, nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Prędzej czy później prowadzi do opresji fałszujących wobec oszukanych. Mamy na świecie (też w naszej historii) mnóstwo przykładów takich oszukańczych pseudodemokracji. Tam mordy polityczne są mniej lub bardziej masowe, a za kratami pełno jest więźniów politycznych.
Zapewne chcielibyśmy uniknąć takiej sytuacji. Stąd pytanie „A co, jak sfałszują wybory?” rodzi poważne dylematy. Bo wezwanie do wojny domowej brzmiałoby jak rezygnacja z ideałów cywilizacji życia. A z drugiej strony, mogłoby być traktowane jak jedynie skuteczne upominanie się o powrót do nieoszukiwanej demokracji.
Bez ataku na Kapitol
Modlimy się, byśmy nie musieli stawać wobec takich decyzji. Ale przecież wybory będą „sfałszowane”. Ktoś je takimi ogłosi. A PKW wyda komunikat, w którym wyszczególni różne nieprawidłowości i oszustwa. Bo nie ma idealnych wyborów. Zawsze są jakieś naruszenia.
Co zrobić, by takie wieści nie spowodowały „ataku na Kapitol” czy szturmu na parlament jak w Brazylii? Jak uodpornić się na manipulacje różnych „Trumpów”, którzy z jednej strony są postawieni przed sądem za domaganie się od gubernatora Georgii, by „wyszukał” dodatkowe głosy, a z drugiej sami krzyczą o ukradzionych wyborach? Jak wiedzieć, że w danej sytuacji fizyczny atak jest prawomocny? A może nieuprawomocniony? I czy warto bić się na ulicach?
Wiem, że to brzmi strasznie i że wielu odżegnuje się od takich rozwiązań. Ale – jak widać na świecie – jest to możliwe. Możemy być, chcąc nie chcąc, wciągnięci w wir takich wydarzeń.
Kontrola obywatelska
Dużo zależy od pilnowania wyborów, od patrzenia na ręce komisjom oraz liczącym głosy. Społeczeństwo musi samo sobie policzyć oddane głosy. Wiem, że teoretycznie od tego są fachowcy powołani przez PKW, czyli organ państwa. Ale w dobie zagarnięcia państwa przez partię naturalnie rodzi się brak zaufania do bezstronności jego organów. Ten brak zaufania oczywiście toczy demokrację jak choroba, stąd powinien być leczony. Chyba nie ma lepszego lekarstwa jak obywatelska kontrola wyborów.
Wbrew pozorom jest to dobre dla obydwóch stron. Nawet władza (bo to zawsze ją oskarża się o manipulacje, jako że ona ma w ręku procedury wyborcze) powinna się cieszyć z takiej kontroli. Dlaczego? Bo, jak już wspomniałem, różne przekręty są nieuniknione. Ważne jest, by wiarygodnie ocenić ich skalę. Jeśli strona społeczna też policzy głosy i okaże się, że fałszerstwa, co prawda, wpłynęły na liczbę oddanych głosów, ale nie na tyle, by zmienić liczbę mandatów zdobytych przez poszczególne partie, to nie ma sprawy. Nie ma się o co bić. Nieprawidłowości były na tyle małe, że nie wpłynęły na ostateczny rezultat. Wtedy nie ma po co wychodzić na ulice.
To oczywiście nie oznacza, że nie należy domagać się ukarania przestępców wyborczych. Powinni oduczyć się oszukiwania. Ale nie ma potrzeby ryzykowania strzelaniem do ludzi.
Przy okazji warto pamiętać, że w naszym obecnym, dawno niepoprawianym systemie, zdobycie większości głosów, nie musi oznaczać zdobycia większości mandatów. U nas i w wielu innych krajach wybory wcale nie są równe. Są okręgi (mniej zamieszkałe), gdzie potrzeba mniej głosów, by zdobyć mandat. Stąd sławne „ucieczki” kandydatów z centrum na prowincję. Dlatego też mówienie, że „większość nas wybrała” jest nadużyciem. Ostatnio to mniejszość głosów dała większość mandatów.
Takie są meandry demokracji. I warto je prostować, by spełniała ona swoją rolę. Także rolę pokojowego przekazywania władzy. W imię życia.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.