Czy w niebie można szydzić?

Bo czy ktoś, kto widzi cierpiącego (lub, nie daj Boże, szydzi z niego), przeżywa szczęście, którym warto żyć?

Dlaczego Pan Jezus tak bardzo upiera się przy uzdrawianiu w szabat? Można przecież było to tak zorganizować, by chorzy przychodzili następnego dnia. Albo zaraz po zachodzie słońca. Aż tak pilne te uzdrowienia nie były, skoro choroby trwały często całe lata. Kilka godzin niewiele by zmieniło.

Jednak Jezus wyraźnie idzie na konfrontację z uczonymi w Prawie i faryzeuszami. Doprowadza ich do szału, gdy śledząc Go widzą, jak uzdrawia w szabat. Robi to ostentacyjnie i jeszcze podkreśla słowami, a zwłaszcza pytaniami, przez co muszą zająć jakieś stanowisko. Pułapka przez nich samych zastawiona staje się pułapką, w którą sami wpadają. 

Ale też prawdą jest, że te „starcia” prowadzą do Jego śmierci. On jednak nie próbuje ich uniknąć, choć mógłby to zrobić w stosunkowo prosty sposób. Dlaczego? Czemu właśnie w szabat „musi” uzdrawiać? I czemu to nagłaśnia? Czemu każe wychodzić na środek?

Chyba chodzi o to, byśmy zrozumieli, że gdy inni cierpią nie może mieć miejsca prawdziwe świętowanie. Czy można się w pełni radować, gdy obok są ludzie niszczeni przez choroby, fizyczne lub psychiczne? Albo uciskani, wykorzystywani, żyjący w nieludzkich warunkach? Są tacy, którzy twierdzą, że można. Że skoro sprawiedliwie cierpią, to nie ma powodu, by nie cieszyć się z tego, że my tacy (jak oni) nie jesteśmy. Mówią nawet o tryumfie sprawiedliwości.

Nie chce się wierzyć

Szabat to wejście „do odpoczynku Boga” (por. Wj 20,11 i Ps 95,11). To przedsmak nieba. Dlatego możemy suponować, że Jezus zwracając uwagę na sposób jego świętowania podprowadza nas do refleksji o wieczności. O radości w Bogu. Czy dobrze zrozumieli Go ci, którzy uprawiając teologię a zwłaszcza kaznodziejstwo sączyli nam następujące myślenie nie tylko o największym bólu potępionych, ale i o radości zbawionych?

„To by jeszcze niczym było; ale nadto zobaczą, jak sobie Niebo szydzić będzie z ich mąk. Nie tylko Święci i Święte, nie tylko wszyscy Aniołowie, lecz także Bóg sam będzie się śmiał z nich, gardził nimi i ze swego tronu chwały będzie z upodobaniem wielkim spoglądał na ich cierpienia. (…) Jakichże doznają boleści serca odrzuceni, gdy będą w zawiści płakali nad szczęściem swych przeciwników, a przeciwnicy odwrotnie będą sobie urągali z ich nieszczęścia? Zaprawdę, będzie to dla nich najcięższym smutkiem”. (Paweł Segneri SJ, Kazanie o piekle, VIII)

Nie chce się wierzyć, że w naszej tradycji funkcjonowało takie przekonanie, że męki potępionych w piekle wzbudzają radość i zadowolenie w niebie. Raczej wydaje się, że jest odwrotnie. Piekielne męczarnie powinny przeszkadzać w wiecznej radości. A nawet więcej: uniemożliwiać ją!

Ból tęsknoty Boga

To jest chyba punkt wyjścia sporu o powszechne zbawienie. Oczywiście – z jednej strony wierzymy w podstawową wolność człowieka, a więc nie chcemy mu odbierać możliwości odwrócenia się od Boga. Istnienie piekła miałoby być gwarantem naszej wolności. Z drugiej jednak strony piekło na zawsze (a nie tylko „na wieki wieków”, czyli tylko na bardzo długo) byłoby zadrą dla nieba, jakąś ujmą dla Bożej Chwały. Bo ból tęsknoty Boga za wszelkim stworzeniem nie zostałby nigdy ugaszony.

Jezus namawia nas do tego, byśmy nie świętowali szabatu, dopóki nie zajmiemy się uzdrawianiem i pomaganiem potrzebującym, bo wtedy nie będzie radości, a „płacz i zgrzytanie zębów”. Bo czy ktoś, kto widzi cierpiącego (lub, nie daj Boże, szydzi z niego), przeżywa szczęście, którym warto żyć?

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.