Pan Jezus, gdy mówi, że jest drogą, prawdą i życiem, robi to w kontekście sytuacji „tak długo jestem z wami”. Poznanie Jego, a zatem i Ojca, nie dokonuje się przez krótki rzut oka na Jego fizjonomię. To jest proces. Jest się z Nim w drodze, słucha się Go, rozmawia, wspólnie posila się, trudzi i odpoczywa. Poznawanie Ojca nie polega na oglądaniu „zdjęć” Syna. Bo poznanie prowadzi do miłości, a obrazki wywołują jedynie projekcje. Narzucamy na te wyobrażenia nasze oczekiwania lub lęki.
Dlatego argumentowanie, że zakaz czynienia obrazów jest nieaktualny po Wcieleniu jest dość problematyczne. „Widzialna postać” to nie tylko Jezus „pozujący” do obrazu, choćby na chuście Weroniki czy całunie Turyńskim. To coś dużo więcej. Raczej bohater opowieści, której się słucha i kontempluje niż wyobrażenie, w które się wpatruje.
Tę odmienność podkreśla różnica w postawach ciała. Przed rzeźbą, malowidłem lub instalacją można klęczeć. Można padać przed nimi na twarz. Natomiast zasłuchanie i dialog potrzebują wspólnego zasiadania (by na przykład nie rozpraszać się bólem kolan). Klękamy na chwilę. Ale jedziemy razem wozem (jak dworzanin królowej Kandaki z Filipem) przez dłuższy czas.
Sługa klęka przed swoim panem. Jezus już nie nazywa uczniów sługami. Nazywa przyjaciółmi. A zatem nie mają poznawać Go na klęczkach. Piotr podnosi Korneliusza klęczącego u jego stóp ze słowami „ja też jestem człowiekiem”. Nie chce być dla niego jakimś guru czy idolem, przedmiotem czci.
Czy Jezus będąc i Bogiem i Człowiekiem ma być adorowany na klęczkach? Uniżył samego siebie (uznany za człowieka). I jednocześnie: aby zgięło się każde kolano. Czy Chrystus każe komuś klęknąć przed Nim? Pozwala, by Mu łzami umywano nogi. A jednocześnie sam myje nogi uczniom podczas Wieczerzy.
Jestem katolikiem
Kontekst Eucharystyczny przypomina o identyfikacyjnej roli klękania. W czasie kontrowersji na temat realnej obecności Chrystusa w postaciach chleba i wina ten, kto klękał był uważany za wyznawcę katolickiej formuły. Dotyczyło to zwłaszcza sytuacji po Mszy św., kiedy na przykład według formuły luterańskiej Chrystus nie był już w nich obecny. Stąd kontrreformacja kładła nacisk na kult Eucharystii poza Eucharystią: adoracja na klęcząco przed tabernakulum lub wobec monstrancji. Do dziś narracji związanej z kongresami eucharystycznymi towarzyszy bardziej symbolika monstrancji niż ołtarza. Gdy mówimy o Najświętszym Sakramencie, to wielu z nas myśli raczej o klęczeniu po Eucharystii (a bywa, że i przed), niż o zasiadaniu do wspólnego stołu, jak w Wieczerniku.
Trudna do zrozumienia jest ta praktyka adoracji przed Mszą świętą (by na przykład odprawić majówkę). Potem przerywa się ją, aby „odprawić” Eucharystię. A następnie bywa ponowne wystawienie, już po rozesłaniu („Idźcie”). Wiem, że są różne praktyczne powody. Nikomu nie chcę odbierać okazji do adoracji. Ale przecież patrząc na historię liturgii widzimy, że rozbudowywanie jej na początku Mszy polegało na obfitszej liturgii Słowa (więcej czytań i psalmów). Mamy tego ślady w wigiliach.
Jezusa poznajemy dzieląc się Jego słowem i traktując Go jak Słowo. Nie wystarczy wpatrywanie się, choćby bardzo intensywne, w statyczny obraz.
„Ja też jestem człowiekiem”
Rozumiem, że rozgrzewa serce świadomość obecności, którą daje czerwona lampka lub złota monstrancja. Ludzie dają świadectwo tej potrzebie. Jednak św. Ignacy z Loyoli, syn epoki kontrowersji eucharystycznych i rozkwitu adoracji, zaleca, by medytację lub kontemplację zwieńczyć rozmową „jak przyjaciel z przyjacielem”.
Dlaczego warto w pewnym momencie usłyszeć: „ja też jestem człowiekiem”? Może chodzi o to, by nawet Jezusa nie traktować jak idola? Bo w gruncie rzeczy, to nie tyle idol nami manipuluje, co my nim. To łatwe – jest on stworzony na nasz obraz i na naszą miarę.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.