Bijemy nie tylko dzieci. Wielu z nas (co prawda po cichu, ale jednak) wyraża przyzwolenie lub tylko zrozumienie dla bicia nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Wiemy, że to nie to samo. Bite dziecko wzbudza w nas większe emocje. Jednak, jeżeli chcemy, by społeczeństwo skończyło z biciem maluchów, to musimy wyrugować z niego mentalność godzenia się na bicie w ogóle. Również dorosłych.
Nie możemy milczeć wobec przekłamań w tłumaczeniu starożytnych sentencji lub tekstów biblijnych, które mają usprawiedliwiać utożsamianie surowego wychowania z biciem. Wymagać to nie znaczy stosować kary fizyczne. Człowiek bity podlega tresurze, a nie wychowaniu. W miejsce wolnej i przemyślanej decyzji wchodzi reakcja lękowa. Czy to jest ludzkie? Czy godne dziecka Bożego?
Dlaczego więc bijemy dzieci, które chcemy wychować i bezradnych dorosłych, którymi się opiekujemy?
Bezradność
Zazwyczaj powielamy model opieki przemocowej, którego sami doświadczyliśmy. Tak z nami postępowano, więc nie umiemy inaczej. Brak nam edukacji w tej dziedzinie. Nie umiemy radzić sobie z tym, co zawsze towarzyszy opiekowaniu się. Chodzi o bezradność, strach, o frustrację.
Boimy się, by podopieczny nie skrzywdził siebie. Nie widzimy zmian na lepsze. Wstydzimy się wobec innych – jego czy jej – zachowań. Nie potrafimy o tym pogadać, bo byłoby to przyznanie się do naszej „niedoskonałości” jako rodzica lub opiekuna. Właśnie. Niektórym z nas trudno zrezygnować z zamiaru bycia idealnym rodzicem i poprzestać na byciu rodzicem wystarczająco dobrym.
Wielu z nas jest przekonanych, że przemoc jest szkodliwa. Nie chcemy jej, a jednocześnie jesteśmy do niej zdolni. Bo nie wystarczy samo postanowienie o powstrzymaniu się od bicia. Trzeba nam jeszcze analizować swoją skłonność do stosowania przemocy. Nazywać ją po imieniu, bez pudrowania. Ona jest jakoś w każdym z nas.
Patrząc, jak Pan Jezus każe uczniom wziąć miecze, a potem wobec kohorty i jej krótkiego starcia z Piotrem każe schować miecz, myślę sobie, że ta scena uświadamia nam drzemiącą w nas ochotę na uciekanie się do przemocy. Zwłaszcza w ekstremalnych sytuacjach. Zachęca nas również do tego, by sobie z nią poradzić.
Argument siły
Nic dziwnego, że obiecany Paraklet ma stać u naszego boku zwłaszcza wtedy, gdy chcą nas „wyłączyć z synagogi”, a nawet zabić. Czyli w sytuacji oskarżenia i zagrożenia. Bo gdy jesteśmy fałszywie oskarżani, to jesteśmy szczególnie bezradni. Jak udowodnić, że nie jestem koniem?
Tak dzieje się, gdy stajemy pośrodku wojny kulturowej. Jedna i druga strona wyzywa nas od zdrajców, bo staramy się zrozumieć racje tych innych. Czujemy się zakrzyczani i bezradni wobec takiej agresji. To rodzi pokusę reakcji równie agresywnej, a nawet przemocowej. Ile razy „głupkom” chciałoby się „przyłożyć”, by ich uciszyć, skoro argumenty zdroworozsądkowe w ogóle do nich nie docierają! Jak rozmawiać z radykałami, skoro oni nie chcą rozmawiać? Siła argumentów odbija się od muru, a zatem zostaje argument siły.
Tak właśnie mógł myśleć Piotr z mieczem pod ręką. Podobne uczucia miotają nami wobec „głuchego” na nasze wołania dziecka czy staruszka. Puszczają nam nerwy wobec wyznawców takiej czy innej stacji radiowej, telewizyjnej, internetowej… Te tendencje siedzą w ludziach zapewne od czasów, gdy czuli się bezradni wobec sił przyrody. Wtedy z nią walczyli. A teraz muszą walczyć o nią, by przetrwać.
Spirala przemocy mnoży jej ofiary. Stąd Jezusowe: „Schowaj swój miecz do pochwy”.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.