Cnota zależności

Media katolickie rozkłada to, że większość „właścicieli” jest przekonana, że tak powinno być. Nie po to płacą dziennikarzom, by ci pisali, co sobie tam myślą.

Mówi się, że media nie lubią Kościoła. A mi się wydaje, że to Kościół nie lubi mediów. 

Religia, duchowość itp. to fascynujące tematy. Trochę tajemnicze, nieprzewidywalne, podlegające wielu interpretacjom (patrz egzorcyzmy). To ludzi pociąga, a więc jest medialne. Daje pole do popisu dla autorów z różnych dziedzin. 

Ale media mają swoje sposoby działania. Zwłaszcza redakcje lubią niezależność i dopracowywanie w swoim gronie perspektyw patrzenia. Narzucanie im tego, co i jak mają publikować, nie służy twórczej pracy zespołów dziennikarskich. To, jak piszą i z jak wielu punktów widzenia przedstawiają różne zjawiska – też kościelne – świadczy o atmosferze pracy, spotkań redakcyjnych, wymiany poglądów i o relacjach ze źródłami.

Im bardziej dana struktura kościelna jest „feudalna”, tym mniej lubi „demokratyczne” media. I to z samej natury rzeczy. Nawet nie chodzi o niechęć do poszczególnych redaktorów. Po prostu wolne media są mniej sterowalne. Władca hierarchiczny lubi wymagać – bo płaci. Uważa, że media są jego, a zatem to on, a nie redaktorzy, decyduje o linii wydawniczej czy redakcyjnej.

W efekcie powstają nadawcy, którym ludzie nie ufają. Poza wąskim kręgiem „wyznawców”, w których gusta trafia określona linia, większość prędzej czy później porzuca takie medium. Jest nudne, bo na wszystko ma jedną odpowiedź: odpowiedź właściciela. Odzwierciedla jego pogląd na świat (na religię). I tyle.

Dlatego to nigdy nie jest „main stream”. Takie media siłą rzeczy muszą być niszowe, marginalne. Są zbyt jednostronne. Główny nurt, aby był powszechniejszy, o większych zasięgach, musi być bardziej różnorodny w swoich perspektywach. Jego odbiorcy są mniej „wyznawcami” – czyli nie są tak mocno z nim związani, rzadziej i krócej korzystają – ale jest ich dużo więcej. To nie wynika z pomijania niewygodnych tematów, jakby chcieli wierzący w teorie spiskowe, ale właśnie z tego, że przedstawia się jak najszersze spektrum tematów i poglądów.

Niszowość nieraz wynika ze specjalistycznej tematyki (branżowej, lokalnej). Ale częściej z tego, że media jednego „proroka” (właściciela) są tak przewidywalne, że szkoda na nie czasu.

Media kościelne

Media kościelne niestety są programowo narażone na płynięcie poza głównym nurtem. Nie tylko dlatego, że zakon czy diecezja chroni je przed wyzwaniami wolnego rynku. (Zatem mogą sobie pozwolić na tematy, które nie chwytają, ale za to podobają się biskupowi czy prowincjałowi). Nie muszą pobudzać myślenia i sumienia, stąd są pełne wygodnych wywiadów z lokalnymi sponsorami, którzy chcą tylko coś zareklamować. I nie patrzą na ręce władzy, zwłaszcza duchownej. To prowadzi do słabej renomy redaktorów. Środowisko dziennikarskie nie chce ich cytować nie dlatego, że poruszają religijne tematy, ale dlatego, że robią to słabo, ograniczeni cenzurą lub autocenzurą. Mają słabą pozycję na rynku medialnym i dlatego są bardziej podatni na naciski, na groźby zwolnienia. 

Tak oczywiście dzieje się nie tylko w katolickich mediach. Sporo jest redakcji, gdzie z góry wiadomo, jak skomentują jakieś zjawisko. Ale gdy na kościelnych stronach pojawia się jakaś opinia, to wszyscy podejrzewają, że nie wyraża ona przekonania autora, ani nawet jego zwierzchnika, lecz odwieczną tradycję. Ale wcale nie to jest najgorsze. Media katolickie rozkłada to, że większość „właścicieli” jest przekonana, że tak powinno być. Nie po to płacą dziennikarzom, by ci pisali, co sobie tam myślą.

Są oczywiście chlubne wyjątki (choć pracują pod coraz cięższą presją). Ale generalnie to właśnie różni kościelne media od świeckich. Świeckie – nawet jak są podporządkowane „władzy” – to jednak starają się to ukrywać lub przynajmniej oficjalnie temu zaprzeczać. A katoliccy władcy mają to za cnotę i się z tym nie kryją.

Podważając moją tezę muszę przyznać, iż niestety coraz częściej i świeccy nadzorcy otwarcie twierdzą, że skoro poprzednia ekipa mogła, to i oni mogą jak za PRL-u… Choć to jednak ciągle wstyd wobec dziennikarskiego środowiska. Tym bardziej, że jest gorzej niż było.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.