Chofni i Pinchas

Tym, którzy pełnią funkcje publiczne jakby mniej wolno. To się nazywa odpowiedzialność polityczna. Ona jest dla tych, którzy nie łamią prawa.

Chofni i Pinchas, synowie Helego, byli kapłanami. Według prawa należała im się część ze składanych ofiar. To było ich utrzymanie. Dlaczego więc zostali potępieni za korzystanie z części ofiar? Pierwsza Księga Samuela (2,12nn) twierdzi, że ich grzech polegał na wybieraniu sobie najlepszej części (wtedy za taką uważano najtłustszą). Nie czekali, aż ludzie składający ofiarę podzielą ją na części należące się Panu i dzielone między ludzi. Sami wybierali sobie te „najbogatsze”. W ten sposób stawiali się ponad Bogiem i nie liczyli się z wolą przynoszących ofiarę.

Jak widać, można nadużywać swoich praw, nie łamiąc przy tym formalnie przepisów. I nie chodzi tylko o to, by „ciągle budować, a nie wybudować”. Wtedy pieniądze zbierane na remont np. dachu na kościele, jakoś trafiają na inne cele. I nawet nie muszą to być prywatne cele proboszcza. Datki mogą iść na inne potrzeby parafii. Ale ludzie o tym nie wiedzą i nie są pytani o zdanie. To arbitralna decyzja duszpasterza, podjęta niezgodnie z intencją ofiarodawców.

Podobnie jest, gdy urzędnik państwowy niegospodarnie rozdysponowuje pieniądze z podatków. Przestępstwem byłoby, gdyby ich używał jakby były jego własnością i na przykład rozdawał swojej rodzinie czy poplecznikom. Ale nawet gdy ma prawo do dotowania różnych instytucji, ale robi to wbrew zdrowemu rozsądkowi – przyznaje środki ludziom niekompetentnym, nie mającym żadnego doświadczenia, zaplecza ani przygotowania – to za to odpowiada (choćby tylko politycznie). Skąd ta odpowiedzialność, skoro formalnie nie złamał przepisów? Ano dlatego, że to nie są jego pieniądze, tylko nasze. To obywatele się na nie złożyli. Dlatego odpowiada przed nimi za niegospodarność w ich wydatkowaniu.

Tak samo duchowny, który jest utrzymywany przez wiernych, choć ma prawo do wydawania swojej pensji tak, jak chce, to jednak w pewnym zakresie powinien się liczyć z wolą ofiarodawców. Oni chcą go utrzymać, a nie zapewniać mu życie ponad stan. Tu granice są dość płynne, jednakże trzeba się liczyć z odpowiedzialnością „polityczną”, tzn. z tym, że ofiarodawcy przestaną łożyć na kapłana, który żyje rozrzutnie.

Pod prąd

Jeszcze subtelniejsze pytania rodzą się, gdy mamy do czynienia ze wspieraniem dzieł charytatywnych, fundacji i innych potrzebujących. Nawet, gdy funkcjonariusz (duchowny czy świecki) wspiera jakąś organizację ze swoich prywatnych środków, to musi pamiętać, że owe prywatne środki, to jednak „darowizna” od tych, którzy zapłacili „podatki” na dobro wspólne. Z jednej strony ktoś ciężko pracuje i chce wydawać zarobione pieniądze tak, jak uważa. A z drugiej strony, ci którzy go utrzymują, też ciężko pracują, i nie chcą, by ci których utrzymują (płacąc im za to, że ich reprezentują), finansowali organizacje, co do których nie mają ni krzty zaufania.

Dlatego tym, którzy pełnią funkcje publiczne jakby mniej wolno. To się nazywa odpowiedzialność polityczna. Ona jest dla tych, którzy nie łamią prawa.

Oczywiście od polityków, ale również od duszpasterzy, oczekujemy, że gdy trzeba pójdą „pod prąd”, wbrew opinii większości. Że nie cofną się przed budzeniem sumień, nawet kosztem własnej popularności. Że będą to robić nie tylko słowami, ale też przykładem, czyli również tym, jak wydają swoje pieniądze.

Takie różnorodne oczekiwania rodzą sporo napięć. Tych dylematów nie można rozstrzygać jednym prostym „te pieniądze po prostu mi się należały”. Bo możemy skończyć jak Chofni i Pinchas, którym też się należały.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.