„Powiedz mi, czego nie oglądasz, a powiem Ci, kim jesteś”. Okazało się, że w TVP były półkowniki. Można więc na ich podstawie pokazać, czym ta telewizja była, skoro właśnie takie filmy odkładała na półkę.
Oczywiście, odłożenie „na półce” nie oznacza całkowitego zakazu emisji. Również za PRL były filmy zakazane, które jednak można było obejrzeć. Puszczane były w niszowych godzinach, zazwyczaj równolegle z bardziej „masowymi” programami. Nieraz służyły jako konkretny wyraz polityki. Pozwalamy na emisję, by pokazać, że dany autor jednak skruszał. Albo ma to być przejaw dobrej woli władzy. Swoisty wentyl bezpieczeństwa obniżający napięcia społeczne, jak kabarety krytyczne wobec reżimu. Zazwyczaj takie zakazy nie były całkowite, by mogły służyć okazywaniu łaski oraz zadawaniu kłamstwa opiniom, że mamy cenzurę. Umiejętnie rozgrywano wyjątki. Podobnie było i w ostatnich latach w TVP. Jednak gdzieś w niszy można było obejrzeć „półkownika”, zwłaszcza gdy już było wiadomo, że TVP wyślizgnie się z rąk dotychczasowych decydentów.
Przyczyny są znaczące
Oczywiście, zakazywanie utworów i palenie książek ma wielowiekową historię. Również kościelną. Nawet czytanie Biblii przez wiernych świeckich bywało niemile widziane. W tym zakonnicom nie wolno było czytać niektórych fragmentów. Wszystko to naturalnie w trosce o dobro dusz. Ale ciekawa jest analiza oparta na wprowadzanych przez poszczególne systemy spisach takich zakazanych utworów.
Często chodziło tu o twórców niepokornych wobec władzy, ale jeszcze częściej o trafną krytykę. Nietrafna była zazwyczaj lekceważona. Natomiast tej trafiającej w sedno i przez to nośnej obawiano się na tyle mocno, że ją kneblowano lub spychano na margines kultury. Nietrafną nawet chętnie wyciągano na światło, by ją ośmieszyć, by jej autorów przedstawić jako niewiarygodnych. Ukrywano tę najbardziej bolesną.
Generalizując można powiedzieć, że każda władza – duchowa czy świecka – ma taki spis utworów, portali czy autorów (mniej lub bardziej formalny), których nie lubi, z którymi się nie zgadza, a nawet, które uważa za szkodliwe społecznie. Jest to jakoś normalne. Ale jest to też bardzo ciekawe. Bo możemy się z nią zgadzać i wykreślać z przestrzeni naszego zainteresowania źródła słabe, chore lub nawet uwłaczające naszej inteligencji, ale możemy się też mocno zdumiewać, dlaczego dzieła, które według nas są arcydziełami, są wykreślane z szerokiego obiegu. I te przyczyny są znaczące.
Inna wizja?
Wygląda na to, że ekipa zarządzająca TVP przez ostatnie osiem lat ograniczała dostęp do takich filmów jak: „Obywatel Jones”, „Pestka”, „Kochankowie mojej mamy”, „Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „80 milionów”, „Duże zwierzę”, „Obywatel”, „Fuks”, „Pokłosie”, „Zieja”, „Dzień dobry, kocham cię”, „Przyjaźń bez granic”, „Zabawa, zabawa”, „Skłodowska”, „Wykapany ojciec” czy „Po prostu przyjaźń”.
Jako księdza najbardziej zastanawia mnie odrzucenie filmu „Zieja”. Rozumiem, że Andrzej Seweryn w roli Prymasa Tysiąclecia to może być płachta na byka. Bardzo otwarcie krytykował władzę. Ale podejrzewam, że owej władzy chodziło też o to, by zepchnąć w cień pokazaną w tym utworze wizję duszpasterstwa. Ona nie przystaje do stylu Kościoła, jaki chcieliby widzieć ci, którzy budowali z nim sojusz na najwyższych szczeblach.
Popularne filmy kreują bohaterów. Stąd pewnie owa lista to również wkład w politykę historyczną, gdzie dawne fundamenty naszej tożsamości „solidarnościowej” chce się zastąpić jakimiś nowymi. To trochę jak konkurs na popularność świętych. Oni też wyznaczają kurs na zalecane kulty.
Takie manipulacje narażają na wyśmianie. I chichot historii rozbrzmiewa wobec nazwiska Sienkiewicz. Bo przecież czego, jak czego, ale „Trylogii” to w TVP nie brakowało.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.