Banał zabija

Ludzie przestają słuchać Kościoła nie dlatego, że to grzesznicy głoszą (tak było zawsze), ale ponieważ głoszą coś, co ich nie obchodzi.

Wyższe szkolnictwo katolickie w Polsce nie cieszy się zbyt wysokim prestiżem. Powodów jest wiele. Zbyt łatwe robienie kariery tylko dla tytułów. Wydziały, które nie musiały być konkurencyjne, bo klerycy i tak musieli na nich studiować. Publikacje koncesjonowane przez struktury diecezjalne czy zakonne. Częściowe wyłączenie z ogólnopaństwowego systemu nadzorowania ścieżki kariery. „Słowackie dyplomy”. Upolitycznienie prowadzące do promowania na siłę swoich, zresztą nie tylko w kluczu partyjnym, ale też organizacyjnym (zakon, diecezja). I wiele innych problemów, które zresztą dotyczą nie tylko kościelnych instytucji. Są oczywiście chwalebne wyjątki. I chwała im za to.

Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną zmianę, która dokonała się w ostatnich latach. Mianowicie coraz częściej tytuły prac naukowych wskazują na zagadnienia, które właściwie nikogo nie obchodzą. W poszukiwaniu unikatowych tematów zbyt często sięga się po banały. Nikt tego nie badał, więc nie musimy się mierzyć z głosami polemicznymi i różnymi spojrzeniami. Nie trzeba obalać zastanych przekonań. Nikogo to nie interesuje, stąd nikt nas nie skrytykuje. Mamy zapewnioną pozycję pioniera. Żadnej konkurencji ani opozycji. Tylko cytowalność słaba. I trudno o tym uczyć studentów. Bo to nie ma znaczenia.

Przemysł kwitnie

I tu jest pies pogrzebany. Gdy badamy i uczymy rzeczy, które nikogo nie interesują, to prestiż słabnie. I rodzi się kryzys. Z jednej strony rośnie w liczby przemysł akademicki. Coraz więcej wszystkiego… (Tylko brak powołań bruździ, bo seminaria jednak trzeba zamykać). A z drugiej strony życie akademickie zamiera, ponieważ nie ma o czym dyskutować, nie ma o co się spierać. Pracownicy naukowi wręcz boją się polemik, zwłaszcza takich, które wychodzą na zewnątrz, do mediów. Boją się podpaść hierarchii kościelnej i uczelnianej. Postępowania dyscyplinarne lub zsyłki, mające na celu zamknięcie ust naukowcom, i to w ich dziedzinach badań, podważają sens pracy uniwersyteckiej. Bez wolności dociekań nie ma szacunku dla nauki, też nauki katolickiej.

Ta banalność tematów ma swoje przyczyny również w tym, że ucieka się od zagadnień roztrząsanych na szerokim polu międzynarodowym, gdyż trudniej tam zaistnieć i mieć coś ciekawego do powiedzenia. Łatwiej „uświetnić”, opisując mocno lokalny życiorys czy budowę.

I to „uświetnianie” jest prawdziwą zmorą. Nauka (też sztuka i kościelne ceremonie) stają się przystawką na uroczystościach jubileuszowych. Nudny wykład, wystawa niebudząca zainteresowania, pompatyczne kazanie usztywniają obchody. Ale też nadają im rangę i pozwalają zaistnieć autorom! I nie chcę przez to powiedzieć, że nauka nie powinna służyć lokalnym społecznościom. Lecz jeżeli jej głównym celem staje się „uświetnianie” i to takie, by nic nie zgrzytnęło, to wtedy odchodzi ona od swojej misji.

To nas nie obchodzi

Populiści mają w swoim arsenale niechęć do elit. Ale elity naukowo-kościelne mogą zniechęcać do siebie, gdy służą tylko poklaskowi elit politycznych. (A potrzebują ich wsparcia finansowego). Ludzie przestają szanować Kościół z różnych powodów. Potrafią wybaczyć mu wiele słabości. Ale po co im Kościół, który boi się sensownie mówić o ich problemach? Przestają go słuchać nie dlatego, że to grzesznicy głoszą (tak było zawsze), ale ponieważ głoszą coś, co nas nie obchodzi, co nie dotyczy naszego życia, nie próbuje odpowiedzieć na nasze dylematy. Jest po prostu banalne.

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.