Asceza ekologiczna

Co stałoby się z hasłem „Cywilizacja miłości” czy też „Cywilizacja życia”, gdyby życie planety było nam obojętne?

Dlaczego ciągle spotykamy takie środowiska w Kościele katolickim, które podkreślają wagę postu piątkowego, a jednocześnie kpią sobie z dyskursu ekologicznego? Wpędzają ludzi w skrupuły co do jedzenia (lub nie) mięsa w piątki, a jednocześnie „prychają” na wegetarian. Ale przede wszystkim dziwi, że narzekają, iż nowe pokolenia wychowujemy bez zakazów i pomijając wszelką ascezę, a w tym samym czasie krytykują obostrzenia związane z dbałością o środowisko naturalne.

Jakby nie dostrzegali, że podobnie jak post piątkowy, tak i np. segregowanie śmieci czy zrównoważona dieta ma wymiar wspólnotowy. Nie chodzi tu tylko o mój indywidualny dobrostan, ale i o troskę o innych, o budowanie pewnego kształtu cywilizacji. Wymiar antyegoistyczny postu realizuje się też przez inne wyrzeczenia, m.in. te związane z oszczędzaniem wody, racjonalną gospodarką odpadami czy ograniczaniem zanieczyszczeń.

Dlaczego tak łatwo jest wzbudzać „pospolite” poruszenie twierdząc, że kopalnia jest bardziej ludzka niż wiatrak? Czy naprawdę chcemy, by ludzie najlepsze lata swojego życia spędzali pod ziemią, oddychali kopalnianym powietrzem i ryzykowali zasypaniem lub wybuchem? Czy to jest bardziej ludzkie? A jednocześnie ci, którzy z sentymentem wspominają przemysł oparty na górnictwie krytykują warunki panujące w kopalniach wydobywających surowce potrzebne do produkcji baterii elektrycznych. Słusznie krytykują! Ale czemu tylko jedną stronę?

Wezwanie do wyrzeczeń

Zagrożenia dla naszego środowiska czy – jak wolą inni – katastrofa klimatyczna to wezwanie do wyrzeczeń. Rozumiem, że zawsze byli tacy, którzy kombinowali jak tu zarobić na wyrzeczeniach innych i na ich poświęceniu. Ale czy to znaczy, że Kościół powinien zrezygnować z namawiania do ascezy? Czy powinien „nabijać sobie punkty” lekceważąc współczesne potrzeby?

W chrześcijaństwie zawsze istniał nurt apokaliptyczny, raz mocniejszy, raz słabszy. Wieszczono rychły koniec świata. Wiązało się to m.in. z atakiem na ówczesne struktury, społeczne i kościelne. Na sposoby sprawowania władzy i bogacenia się. Wywoływało to wojny, prześladowania i powstania. Pozostała nam trauma po owych „rewolucjach” i krucjatach. I pewnie stąd bierze się niechęć do zmian wobec wizji katastrofy planetarnej. Wręcz boimy się uwierzyć w jej bliskość.

Są też tacy, którzy co prawda wierzą w jej nieuchronność, ale skłania ich to do bierności. Mówią, że nie warto wyrzekać się czegokolwiek, bo to i tak nic nie da. Nic nie powstrzyma końca, zatem asceza jest niepotrzebna. Raczej używajmy planety, ile wlezie. Póki się da. Czy to ma być droga Kościoła?

Trudne czasy i kryzysy zawsze były okazją do głoszenia nawrócenia. Czy tym razem mamy z tego zrezygnować? W imię czego? A może powinniśmy się ograniczyć do indywidualnej zmiany (duchowej), a wspólnotową zostawić innym środowiskom? Ale co stałoby się z hasłem „Cywilizacja miłości” czy też „Cywilizacja życia”, gdyby życie planety było nam obojętne?

To ma sens

Na szczęście Kościół powszechny podejmuje te tematy. Jest silny m.in. docenianiem roli wspólnych wyrzeczeń. Płaci za to popularnością, bo asceza zasadniczo nie jest lubiana. Stoi też przed pewnym zadaniem: musi pokazać sensowność umartwienia. Wiemy, że czasy kryzysów przynosiły np. ruchy biczowników. Ludzie uciekali w cierpiętnictwo. Niszczyli tym siebie i innych, bo takie pokutne pielgrzymki wiązały się niejednokrotnie z pogromami społeczności uznanych za winne istniejącego krytycznego stanu.

Zatem to nie może być „ślepa” asceza. Ból dla bólu, byle przebłagać. Chodzi o działania celowe, przemyślane. Potrzeba wspólnej refleksji, by unikać błędów, by nie marnować czasu i wysiłków. Czy „prychanie” na ekologów nam w tym pomoże?

***

Sięgnij do innych tekstów autora.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.