Gdy czytamy, że „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3,28), to możemy odczuwać dyskomfort na myśl o porzuceniu swojej tożsamości kulturowo-religijnej, a przede wszystkim płciowej. Pewnie mniej społecznej. Tu – wydawałoby się – łatwiej o zmiany.
Niezdolni do wolności
A jednak przez wieki uważano, że Bóg tak stworzył świat, że jedni drugich trzymamy w niewoli. I podważanie tego porządku miano za zamach na naturę. Śledząc dyskusję na temat tego, czy chłop pańszczyźniany był niewolnikiem, można przeczytać o ówczesnej polemice, czy chłopi z przyrodzenia nie powinni być w poddaństwie jako niezdolni do życia w wolności. Jedni twierdzili, że są oni z natury głupi, leniwi itd., a nawet, że ich mózgi są inaczej zbudowane (podobne do pługów). Obrońcy uciśnionych utrzymywali z kolei, że to właśnie wyzysk pańszczyźniany z zaradnych gospodarzy uczynił godnych pożałowania nędzarzy. Obciążeni byli jednak nie genetycznie a społecznie.
Mamy tu zatem klasyczny spór o to, co jest skutkiem, a co przyczyną. Miał on swoje konsekwencje nie tylko u nas. Gdy w Europie nie godziło się już zniewalać swoich, w Ameryce Łacińskiej debatowano nad tym, czy Indianie mają duszę. Czyli: czy są zwierzętami (hodowlanymi), czy ludźmi. Współcześnie oburzamy się na różne formy niewolnictwa, ale nie zapominajmy, o co toczyła się wojna secesyjna w USA i jak długo po zmianie prawa dochodzono do zmiany praktyki.
Kto urodził się niewolnikiem zazwyczaj po uwolnieniu ma problem. Co robić, gdzie iść? Tym bardziej „urodzonemu panem” trudno uwierzyć, że to nie jest jego misja wobec społeczeństwa. Wcale nie musi nim być. Więcej: jest to zbrodnią. Podobnie chyba było przy asymilacji. Przypominają mi się córki ubogiego Żyda ze „Skrzypka na dachu”. Tradycja z jednej strony, a miłość do córek z drugiej.
Tradycja
Coraz szczerzej dziś ludzie mówią o swoich problemach z określeniem tożsamości narodowej oraz decydują się na podwójne obywatelstwo. Rozumiemy to. Ale jednak burzymy się, że „nie ma już mężczyzny ani kobiety”? Ta tożsamość wydaje się naturalna i niezmienna. Oczywiście znamy przypadki ludzi, którzy ze względów fizycznych czy psychicznych mają trudności w określeniu swojej płci. Lecz chyba nie o takie sytuacje chodziło autorowi Listu do Galatów.
W epoce gender namnożyło się nam interpretacji, mniej lub bardziej radykalnych. Nie sposób je tu opisać. Jednak coraz więcej z nas rozumie potrzebę nawrócenia i konieczność zmiany w postrzeganiu ról społecznych powiązanych z płcią, jeżeli chcemy być kimś jednym w Chrystusie Jezusie.
Jeśli ktoś, kto urodził się we dworze, zrozumiał, że nie musi, a wręcz nie powinien być panem niewolników, to ten kto urodził się mężczyzną też powinien rozumieć, że nie musi, a nawet nie wolno mu lekceważyć kobiet. Skoro nie uważamy już, że kmieć musi być głupszy i dostrzegamy, że to nędza i ucisk zamykały przed nim drogi rozwoju, to trzeba nam się nawrócić i nie tylko szanować, ale pewnie i wspierać drogi rozwoju podejmowane przez kobiety.
Taką zmianę przyniosło chrześcijaństwo. Czy zatem godzi się, by z nią walczyło, skoro powraca do niej kultura budowana, bądź co bądź, na tradycji ewangelicznej?
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.