Po obydwu stronach sporu politycznego, który dzieli społeczeństwa (świeckie i kościelne) istnieją racje głoszone w dobrej wierze. Nie, nie jestem symetrystą i dostrzegam zło złych metod. Nie twierdzę, że jak coś jest propagandą, to przestaje być kłamstwem. Za wojną kulturową stoją często cyniczni władcy dusz. Ale też sporo ludzi dobrej woli jest rozdzielonych jej barykadami. Dlatego generalizując możemy powiedzieć, że po obu stronach są dobrzy ludzie, którzy pragną szczęścia swoich bliźnich. Dlaczego zatem są sobie przeciwstawiani?
Dzieli ich m.in. podejście do prawa. Jedni chcą osiągnąć ogólny dobrostan poprzez przestrzeganie trójpodziału władzy, a drudzy przez jego łamanie. Co jest bardziej chrześcijańskie? Różnie w historii bywało. Kościół współpracował z państwami o różnych ustrojach. I też odżegnywał się od różnych sposobów rządzenia. Gdy na przykład popatrzymy na opinie ludzi Kościoła o bolszewizmie, to trudno zgodzić się z tymi, którzy w imię chrześcijaństwa atakują liberalizm. A niestety w nowomowie używanej przez niektóre media „katolickie” liberał i antychryst to w zasadzie to samo. Jakbyśmy nie byli powołani do wolności.
Oczywiście, są to zbitki językowe zaczerpnięte z krytyki tych, którzy w sposób swobodny podchodzili do purytańskich obyczajów pruskich czy wiktoriańskich. Zostały później przeniesione na tych, którzy pozwalali sobie na krytykę tradycyjnych „dogmatów” społecznych, czyli politycznych. Warto jednak zwracać uwagę na to, że podobne slogany były i są używane przez kręgi socjalistyczne, w tym narodowo-socjalistyczne.
Prawo do prawa
Ale nie chodzi o etykiety. Spójrzmy na motywacje. Ci którzy twierdzą, że prawo (w tym trójpodział władzy) powinno ustąpić przed wolą ludu czy narodu (albo ogólniej: suwerena), nie zawsze chcą pozbawić tego suwerena praw mu należnych. Tak, wiem, że w praktyce jest to często przykrywka dla realizowania woli szefa partii. Ale niekoniecznie. Może to po prostu wynikać z przekonania, że prawo zbytnio ogranicza możliwość zaprowadzenia sprawiedliwości – stąd potrzeba rewolucji, czyli radykalnego złamania prawa. Ale nie tylko to. Może też chodzić o przekonanie, iż ludzie, co prawda, teoretycznie mają zagwarantowane swoje prawa, ale w praktyce nie mogą ich realizować.
Mówiąc dosadniej. Demokracja liberalna zapewnia o równości praw wszystkich ludzi, ale nie zapewnia równego dostępu do nich. Bo ludzie są zbyt biedni, za słabo wykształceni, zbyt osamotnieni, by z tych praw korzystać. Przykładem może być prawo do opieki zdrowotnej.
Obecny wizerunkowy kryzys demokracji (nawet wobec wojny w Ukrainie wywołanej przez autokratyczny reżim putinowski) wynika m.in. z permanentnego kryzysu, w którym żyje globalne południe. Jak ktoś musi emigrować, by przeżyć, to godzi się na wyrzeczenie się swoich praw. Tak samo było, gdy ludzie sprzedawali się w niewolę. Także ekstremalne ruchy autorytarne (faszystowskie czy komunistyczne) dochodziły do władzy w okresie wielkiego kryzysu międzywojennego. I narody wyrzekały się swojej wolności.
Utopia? Pewnie tak
Wiemy, że polityka globalnej północy odrobiła tę lekcję i dąży do równowagi między optyką liberalną, czyli prawnym zapewnieniem równych praw, a wrażliwością bardziej socjalistyczną, czyli taką dystrybucją bogactw, by wszyscy mogli korzystać z tych praw. Dlatego płynące z mediów „katolickich” wyzywanie od liberałów czy socjalistów już dawno trąci anachronizmem. Jest batem w wojnie kulturowej i nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Pojęcie „lewactwo” (a nawet „prawactwo”) stało się tak pojemne, że już nie wiadomo, o co w nim chodzi. To już jest tylko inwektywa używana do budowania spiskowych teorii dziejów.
Wydaje się zatem, że oś poważnej debaty politycznej, to szukanie rozwiązań, które pozwolą ludziom realizować ich prawa. Ale bez ograniczania ich praw i nie kosztem ograniczania praw innych. A także: bez marnotrawienia zasobów. Utopia? Pewnie tak. Ale to utopie wyznaczają kierunki. Podobnie jak Ewangelia.
W końcu: wojna między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci doprowadziła nas do wrażliwości na każde życie. Także na życie zwierząt i roślin i na ekosystem, w którym żyjemy („Laudato si”). I tu również: z jednej strony pytamy o prawa zwierząt, a nawet systemów przyrodniczych, a z drugiej liczymy koszty. Na jaką gospodarkę nas stać – dzisiaj i jutro?
I znowu, przeciwstawianie w imię chrześcijaństwa życia zwierząt życiu ludzkiemu jest co najmniej niezrozumiałe wobec wiary w jednego Stwórcę.
***
Sięgnij do innych tekstów autora.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.

ur. w 1964, jezuita, były redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”, publicysta.