Życie gorsze niż śmierć

Trzeba powiedzieć jasno: ci ludzie wyruszają na niebezpieczne szlaki  z pomocą przemytników tylko dlatego, że nie wpuszczamy ich legalnie.

„Nie zrozumiesz. Ani ja, ani moi klienci nie mamy już nic do stracenia. Straciliśmy wszystko. Domy, rodziny, kraj, przyszłość. Nie boję się o siebie, ani o tych ludzi. Wszyscy walczymy o przetrwanie. Gdy pomagam syryjskiej matce z dzieckiem, które głoduje i nie ma szans na edukację, to jestem tym złym, czy tym dobrym?” 

To Mustafa. Syryjczyk. Prowadzi w Stambule firmę organizującą przemyt ludzi przez Białoruś do Europy.

„Jestem dziennikarzem i fotografem. Mój kanał nie spodobał się władzy, nietrudno o to w Iraku. Kilka razy trafiłem do aresztu, bałem się, że wsadzą mnie do więzienia. Nie miałem wyboru, musiałem uciekać.” 

To z kolei Ramiar. Iracki Kurd. Podróżuje z żoną. Już był w Polsce, został cofnięty. „Za kilka dni spróbujemy jeszcze raz.” – dodaje.

Perspektywa ludzi

Przywołuję okruchy z relacji Szymona Opryszka dla oko.press (linki można znaleźć pod tekstem). Nie, nie bronię przemytników. Próbuję pokazać perspektywę ludzi. Kilka dni temu można było usłyszeć o rodzinie Massini z Latakii w Syrii, która wędruje do Europy w poszukiwaniu pomocy dla dziecka z porażeniem mózgowym. Zastanawiam się: czy ja bym w ich sytuacji nie próbowała, mimo wszystko? Tak, ryzykują śmierć. Ale czy ryzyko śmierci (przez przemytników bagatelizowane czy wręcz pomijane, to prawda) nie staje się w pewnym momencie mniej ważne niż szansa? Czy to życie, które prowadzą, subiektywnie nie jest gorsze od śmierci?

Trzeba powiedzieć jasno: ci ludzie wyruszają na niebezpieczne szlaki  z pomocą przemytników tylko dlatego, że nie wpuszczamy ich legalnie. Ciągle tylko kilka państw w Europie uruchomiło korytarze humanitarne. Pomoc na miejscu istnieje, ratuje życie, ale nie daje perspektyw. Zresztą, w Libanie trzeba już pomagać nie tylko uchodźcom. Pomocy w upadłym państwie potrzebują także Libańczycy.

Są ludzie, którzy nie poradzą sobie na Bliskim Wschodzie. Europa i Polska nie może się przed nimi zamykać.

Nieskuteczne państwo

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej trwa od lata. Trzeci, za chwilę czwarty miesiąc. Niestety, nie widać nadziei na jego zakończenie. Jedynym pomysłem polskiego państwa jest mur (na Bugu też stanie? albo na bagnach?). Rozwiązań dyplomatycznych nie próbujemy. Wymagałyby one przecież pomocy państw UE, a my Unii Europejskiej „nie potrzebujemy”. Ergo: skuteczność podejmowanych działań będzie żadna. Powtórzę: dla wielu z tych ludzi życie, od którego uciekają, wydaje się gorsze niż śmierć. W końcu nie jest powiedziane, że umrą. Setki i tysiące przedostały się do Niemiec, prawda?

Jakie rozwiązania są możliwe? Przemawiają do mnie argumenty Macieja Duszczyka z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. W skrócie: należałoby powstrzymać migrację na poziomie państw wylotu. Wywierając wpływ na ich rządy, ale także wprowadzając poważne restrykcje wobec linii lotniczych, które przewożą migrantów. Można byłoby też dogadać się z Pakistanem czy Iranem w kwestii przyjmowania migrantów, którzy jakiejś formy ochrony międzynarodowej potrzebują (nie można ich odesłać do kraju pochodzenia), ale których nie chcemy zatrzymać u siebie (bo z oczywistych powodów nie przyjmiemy wszystkich). Ale do tego potrzeba Europy.

[Całą wypowiedź Macieja Duszczyka można znaleźć w „Raporcie o stanie świata” z 23 października, link pod tekstem.]

Jak długo damy radę pomagać?

Na Podlasiu w nocy temperatura spada do -5st. Za chwilę będzie zimniej. Spadnie śnieg. Na miejscu działają organizacje pomocowe, pomagają też mieszkańcy, zwłaszcza w strefie objętej stanem wyjątkowym. Nie można nie zadać pytania: jak długo będą w stanie pomagać? Jak długo będą wolontariusze? Pomijając nawet kwestię psychicznego obciążenia, w końcu większość z nas musi pracować. Jak długo utrzyma się ofiarność społeczeństwa? Przeżycie w lesie przy -20 st.  wymaga dobrego, więc drogiego sprzętu. Odzieży, śpiworów… Doświadczenie organizacji humanitarnych mówi, że z czasem zapał pomocowy słabnie. Czy uda się nam utrzymać obecną mobilizację? Jak skutecznie wesprzeć ludzi mieszkających w strefie stanu wyjątkowego?

Jakie mamy inne możliwości?

Na nasze państwo liczyć niestety nie możemy. Czy ten kryzys „ogarniemy” własnym sumptem? 

Warto przeczytać /posłuchać

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.