Czy gotowość do wypuszczenia z rąk własnego życia, by dawać życie innym, nie powinna być jednym z głównych pól naszego chrześcijańskiego świadectwa? Czy nie jest najbardziej kontrkulturowa?

Uczciwiej byłoby zalegalizować eutanazję – usłyszałam od znajomej. Rozmawiałyśmy (obie pracujemy w medycynie) o możliwościach pomocy osobom starszym, chorym, niepełnosprawnym. A raczej: o permanentnym braku możliwości. 

Owszem, instytucje istnieją. Owszem, czasem stają na głowie, by coś jednak dla człowieka zrobić. Ale w tych ramach, które zostały stworzone, przy tej dostępności usług, cały ciężar opieki spada na rodzinę. O ile jest. Jeśli jej nie ma, jeśli pracuje za granicą, jeśli jest niewydolna, zaczyna się dramat. A o niewydolność nietrudno, jeśli w grę wchodzi opieka i pielęgnacja 24h/dobę, bez szans na odpoczynek. Już nawet pomijając inne jej przyczyny.

Do czego dążymy? 🙁

W szerszym kontekście temat podjął papież w Lizbonie. W pierwszym przemówieniu – na spotkaniu z władzami, społeczeństwem obywatelskim i korpusem dyplomatycznym – mówił o cywilizacji odrzucenia życia. „Myślę o bardzo wielu dzieciach nienarodzonych i osobach starszych pozostawionych samym sobie – mówił – o trudnościach w przyjęciu, ochronie, promocji i integracji tych, którzy przybywają z daleka i pukają do drzwi, o samotności wielu rodzin zmagających się z trudnościami w urodzeniu i wychowaniu dzieci. Chciałoby się też powiedzieć: dokąd płyniesz, Europo i Zachodzie, odrzucając starszych, z murami z drutu kolczastego, rzeziami na morzu i pustymi kołyskami?”

Za chwilę Franciszek w Marsylii ponownie upomni się o tych, co płyną do Europy przez Morze Śródziemne.

Gwarancja

NIe, to nie jest kwestia społeczna i niemająca związku z wiarą. Źródło problemu moim zdaniem jest jedno. Nasze nastawienie na własne dobro. Na własne bezpieczeństwo. Na budowanie gwarancji przyszłości dla siebie i swoich najbliższych. Stworzyliśmy kulturę, w której jest to pierwszym obowiązkiem. I żyjemy w złudzeniu, że taką gwarancję możemy sobie zapewnić. Jeśli jeszcze jej nie mamy, jeśli jeszcze istnieje jakieś ryzyko, trzeba tylko więcej mieć! Przecież o nasze życie chodzi, więc wszystko inne (wszyscy inni) muszą pójść na bok!

W tej logice dla słabszych nie wystarczy nigdy. Niezależnie, czy będzie chodziło o dzieci, młodych, o starszych, chorych czy o uchodźców. Nigdy nie będziemy mieli dość, by nie umrzeć…

Chyba nie ma wątpliwości, że to nie jest logika chrześcijańska? Przypomnę, choć to cytat powszechnie znany: „Wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane. […] Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. (Łk 12,29-31.34)”.

Czy gotowość do wypuszczenia z rąk własnego życia, by dawać życie innym, nie powinna być jednym z głównych pól naszego chrześcijańskiego świadectwa? Czy nie jest najbardziej kontrkulturowa? Wręcz oburzająca?

I nie, nie chodzi o całkowite porzucenie troski o siebie i bliskich. To jest możliwe i dobre w niektórych sytuacjach, nie może być jednak standardem. Chodzi o zaufanie.

Tak, mówię to też do siebie.

***

Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.