Przed majowym weekendem Stanowisko wobec przerywania ciąży w przypadku dziecka zdolnego do samodzielnego życia na podstawie przesłanki zdrowia psychicznego opublikował Zespół Ekspertów KEP ds. Bioetycznych. To już nie pierwszy raz, gdy Zespół wypowiada się na podstawie szczątkowych (czy też wybranych) informacji medialnych, bez znajomości kluczowych faktów. Nie warto by się było tym zapewne zajmować, gdyby nie to, że niektóre sugestie zawarte w Stanowisku uważam za nieetyczne. A skoro tak, trzeba się do nich odnieść.
Czego naucza Kościół?
Ale zacznijmy od początku, czyli od przypomnienia nauczania Kościoła katolickiego. Otóż: Kościół katolicki uważa za niedopuszczalną każdą aborcję. W przypadku gwałtu. Ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Nawet, jeśli wiadomo, że dziecko poza łonem matki nie przeżyje. Owszem, można i należy ratować życie i zdrowie matki, nawet jeśli będzie to oznaczało śmierć dziecka. Chyba że ona sama podejmie inną, heroiczną decyzję. Natomiast – co ważne – nigdy nie oznacza to kolejności: najpierw aborcja, potem leczenie. Można leczyć, nawet jeśli dziecko w wyniku leczenia umrze. Nie wolno zabijać.
Zatem: z punktu widzenia nauczania Kościoła katolickiego nie ma znaczenia, czy płód jest zdolny do samodzielnego życia, czy też nie. Nie ma też znaczenia, czy na przesłankę zdrowotną wskazuje psychiatra czy przedstawiciel innej dziedziny medycyny. Jeśli rozmawiamy o przesłance zdrowotnej, rozmawiamy nie tyle o nauczaniu Kościoła katolickiego, co o prawie państwowym, a dokładnie: o sposobie jego stosowania. Warto te płaszczyzny oddzielać.
Dziecko mogło być zdrowe?
Spory passus poświęcono w Stanowisku omówieniu wrodzonej łamliwości kości. Można go sprowadzić do stwierdzenia, że właściwie nie wiadomo było, jaki będzie obraz kliniczny u tego konkretnego dziecka, a poza tym są możliwości leczenia. Cóż, z relacji medialnych wynika, że lekarze oceniali nie tylko badania genetyczne, ale i obraz USG płodu. Patrząc na całokształt – liczne złamania u płodu i genetyka – można było z dużym prawdopodobieństwem podejrzewać, że mamy do czynienia z typem II (śmiertelnym) lub III (prowadzącym do ciężkiej niepełnosprawności).
Niemniej znowu: stopień ciężkości wady nie powinien mieć żadnego znaczenia. Nie jest istotny z punktu widzenia stanowiska Kościoła katolickiego (o czym wyżej), ale też z punku widzenia prawa państwowego, ponieważ aborcja ze względu na wady płodu (tzw. eugeniczna) jest u nas zakazana. Po co zatem te rozważania?
Być może po to, by napisać:
Oczywistym jest, że rodzice, a w sposób szczególny matka, przeżywa w okresie ciąży zdrowotne problemy swojego dziecka w bardzo bolesny sposób. Może to prowadzić do kryzysów i załamań psychicznych. Stan psychiczny matki zależy jednak w dużym stopniu od otrzymanych informacji, zarówno co do treści, jak i sposobu ich przedstawienia. Nie można zapominać, że również w takiej sytuacji można matce pomóc w profesjonalny sposób, wykorzystując terapie psychiatryczne, a także wskazując z jednej strony na brak pewności wyniku diagnozy aż do błędów włącznie, z drugiej, na coraz bardziej profesjonalne i skuteczne możliwości leczenia dziecka.
Prawo do zrozumiałej prawdy
I tu dochodzimy do tego, co uważam za duży błąd. Owszem, sposób przekazania informacji jest istotny. Niemniej w żadnym wypadku nie wolno lekarzowi bagatelizować tego, co widzi, mówiąc pacjentce, że badania czasem się mylą, ani łudzić jej odnośnie do metod leczenia, które istnieją lub w przyszłości mogą się pojawić.
Owszem, zawsze może dość do pomyłki. Ale statystycznie rzecz biorąc wyniki badań są wiarygodne. Owszem, we wrodzonej łamliwości kości stosowane są różne metody leczenia. Farmakologiczne, chirurgiczne, fizjoterapeutyczne. Ale nie są to metody leczenia choroby, ale powstrzymywania niepełnosprawności. I nie wszystko nie zawsze da się zastosować. Zwłaszcza w najcięższych przypadkach nasze możliwości są szczątkowe.
Oczywiście, nie wolno też straszyć spełnieniem się najgorszych możliwości, jeśli są tylko wariantami. Ale trzeba powiedzieć prawdę. I to powiedzieć tak, by będąca w stresie matka zdołała ją właściwie zrozumieć.
To nie jest nic dziwnego ani nienormalnego, że człowiek w stresie słyszy wybiórczo. Czasem tylko to, co daje nadzieję. Czasem wyłącznie to, co złe. Warto, by w momencie przekazywania informacji matce towarzyszył ktoś bliski z względnie „chłodną” głową. By zapamiętał i powtórzył. Ważne, by można było uściślić i dopytać. O wariant najlepszy i o ten najgorszy. Ważne, by można się było przygotować. Dobrze by było, by matka (rodzice) miała (mieli) możliwość rozmowy z psychologiem lub kimś z przygotowaniem z zakresu interwencji kryzysowej.
Proponowanie łagodzenia komunikatów przekazywanych matce to proponowanie kłamstwa. W sprawie o wielkim znaczeniu dla matki, dziecka, rodziny. To niemoralne.
Psychiatrii mówimy „nie”
Sporą część Stanowiska poświęcono samej przesłance psychiatrycznej. „Stwierdzenie, że istnieją przesłanki psychiatryczne pozwalające na przerwanie ciąży, jest nie do pogodzenia z faktami, z koncepcją medycyny opartej na dowodach naukowych. Nie istnieje bowiem metoda leczenia zaburzeń psychicznych metodą terminacji ciąży.” – piszą członkowie Zespołu.
Istotnie. Z tym, że w przesłance zdrowotnej nie chodzi o to, że aborcja cokolwiek leczy. Terminacja ciąży nie powoduje – na przykład – zniknięcia nowotworu. Nie leczy ciężkich wad serca. Nie poprawia wzroku. Aborcja w tych przypadkach ma zapobiec pogorszeniu stanu zdrowia w wyniku rozwoju ciąży lub porodu. Jeśli generalnie godzimy się, by w prawie państwowym (niezgodnym w tej kwestii z nauczaniem Kościoła katolickiego) przesłanka zdrowotna istniała, nie ma powodu, by przekreślać czynniki psychiatryczne. Nawet, jeśli najłatwiej ich nadużywać. Życie zawsze będzie bogatsze niż możliwości regulacji go przez prawo. Czasem lepiej jest zostawić przestrzeń ludzkiemu sumieniu.
Jeśli się natomiast na to nie godzimy… po co o tym w ogóle pisać? Czy takie pomieszanie płaszczyzn nie powoduje, że stanowisko Kościoła jest mniej czytelne?
Trudne pytania
Na koniec może warto zmierzyć się z jednym z pytań matki, tak jak je rozumiem… Kocham to dziecko, chciałam je mieć, nie chcę, żeby cierpiało! Poród siłami natury byłby dla niego urazowy, cięcie cesarskie być może również. Nikt nie zagwarantuje, że nie. Jeśli dziecko jest ciężko chore, czy jesteście w stanie sprawić, że jego ostatnie godziny, dni czy miesiące nie będą pełne bólu?
Czy jesteśmy w stanie zabezpieczyć przeciwbólowo płód? Nie wiem. A to chyba ważne pytanie na przyszłość.
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć wpłacając na ZRZUTKĘ lub na PATRONITE.

Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.