[…] jak duży ciężar duszpasterski bierze na klatę metropolita katowicki?
Prawdziwy ciężar wiąże się nie tyle z byciem metropolitą, ile z byciem biskupem diecezjalnym. Oczekiwania, jakie formułują ludzie, są nieludzkie. Przekraczają możliwości zwykłego śmiertelnika. Biskup wedle tych żądań ma być pasterzem, ojcem, sędzią, ekonomistą, administratorem, publicystą, orantem, oczywiście człowiekiem i kim tylko jeszcze. No i w tym wszystkim ma być świetny i święty, doskonały i nienaganny. A jakie oczekiwania media, w tym niestety także katolickie, formułowały wobec nowego przewodniczącego KEP? To dopiero była karuzela. Bóg może by sprostał, choć nie wiem. Albo to wynikało z ignorancji, albo z manipulacji. Kiedyś Wisława Szymborska powiedziała, że jak się zostaje noblistką, to trzeba się znać na wszystkim, na konserwacji rur hydraulicznych i na podróżach w kosmos. Z biskupem jest chyba podobnie. Biskupie trudności wiążą się także z samotnością, która potrafi odebrać zapał.To inna samotność niż ta, z którą mierzą się wszyscy kapłani?
Trudniejsza, bo po pierwsze związana z większą odpowiedzialnością i koniecznością podejmowania ostatecznych decyzji, szczególnie że nie zawsze można ujawnić wszystkie ich powody. A po drugie dlatego, że – przynajmniej w Polsce – wciąż istnieje duży dystans wobec biskupa. Ludzie mało kiedy mówią mu szczerze, co myślą. Z kulturą i szacunkiem. Częściej milczą, kadzą, plotkują lub hejtują.
Powyższy fragment pochodzi z wywiadu z abp Galbasem, przeprowadzonego przez Gościa Niedzielnego. Zabrzmiał gorzko. OK, to spróbujmy się temu przyjrzeć, bez najmniejszej ironii. Czy biskup musi wszystko? No, nie. Odpowiada za wszystko, ale byłoby absurdem myślenie, że może wszystkim zajmować się sam. Musi mieć współpracowników, którym może ufać. I otrzymywać od nich proste i jasne komunikaty, pozwalające podjąć decyzje.
Ekonomia i administracja
Zatem najpierw sprawy ekonomiczne. Na moje wyczucie biskup potrzebuje tutaj nie tyle rady ekonomicznej (choć może być przydatna), co dyrektora finansowego i prawnika. Powinien dostać na biurko jasne opracowanie konsekwencji ekonomicznych konkretnej decyzji, opinię prawną (nastawioną na wyszukiwanie wszelkich „śliskich” prawnie kwestii!) i opinię dotyczącą ewentualnych konsekwencji społecznych, bo Kościół powinien bezwzględnie stosować się do własnej nauki społecznej. Jeśli będzie miał takie opracowania, może je rozeznać jednoosobowo lub przegadać z radą ekonomiczną, to już jego wybór. Ale bez nich każde rozeznawanie będzie kulawe, bo zabraknie mu faktów.
Sprawy administracyjne – mam wrażenie – w dużej mierze załatwia aparat kurialny. Istnieją też biskupi pomocniczy. Myślę, że nie byłoby od rzeczy całą pracę związaną z wizytacjami i bierzmowaniami przenieść na ich barki. Nie wydaje mi się, by zbyt wiele wnosiło to w kwestiach najważniejszych, czyli relacji i duszpasterstwa. Jak ksiądz biskup zauważył, ludzie w takich sytuacjach nie są szczerzy. Obawiam się, że nie tylko wystawieni pokazowo świeccy, także kontrolowani (bo wizytacja jest kontrolą) księża. A jeśli biskupi pomocniczy będą mieli jakieś obserwacje i wnioski, to dobrze by było, by mogli je razem przegadać. Nie jestem przekonana, czy koniecznie na wieloosobowym spotkaniu kurialnym. One zapewne są potrzebne, żeby omówić sprawy administracyjne, ale mam wątpliwości, czy jest to skład zdolny do „duszpasterskiej burzy mózgów”.
Ważne jest, żeby w miejscach, które przyjmują skargi, siedzieli ludzie zdolni do empatii i myślący. To bardzo drażliwy punkt i musi mieć dobry kontakt z biskupem. To – poza wszystkim – kwestia jego bezpieczeństwa jako odpowiedzialnego za diecezję.
Duszpasterstwo i relacje
To, co wydaje mi się jednak dla biskupa (i dla Kościoła) najważniejsze, to relacje. W archidiecezji katowickiej jest zapewne około 1000 księży (kilka lat temu było nieco powyżej, w tej chwili nie znam dokładnej liczby). Nie, nie wydaje mi się, żeby biskup musiał koniecznie rozmawiać z każdym. Ale jednak powinien włożyć w to tyle wysiłku, by ich poznać. Odróżniać. By porozmawiać przed wydaniem kolejnego dekretu. To nie są roboty ludzkie. Mają swoje talenty i predyspozycje. Są też pewnie takie rzeczy, które robią nie najlepiej, bo ich serdecznie nie znoszą. Warto wziąć to pod uwagę.
Myślę, że w Kościele hierarchicznym bardzo brakuje umiejętności tworzenia relacji. Nie ma ich między księżmi i biskupem, między księżmi jako takimi (ewentualnie są sporadyczne), generalnie nie ma między księżmi i wiernymi. Nie jesteśmy wspólnotą, tylko razem spełniamy pewne zadania. Boję się, że wielu kapłanów nie ma umiejętności budowania relacji. Chyba, że wynieśli ją z domu i udało się im jej nie zatracić w procesie formacji i w czasie kolejnych lat pracy.
Praca z ludźmi (a taką jest praca księży) jest bardzo trudna. Można mieć serdecznie dość jakichkolwiek kontaktów, z kimkolwiek. Nie, to nie musi być wypalenie. To czasem tylko zmęczenie. Na swój – lekarski – użytek nazywam to „ludziowstrętem” 😉 Przechodzi – po odpoczynku. To jest do przemyślenia, jak ustawić pracę, by księża mieli czas na oddech. Bez tego zgorzknieją tak, jak gorzknieją często lekarze. Nie daj Panie, żeby na takiego trafić…
Last, but not least. Duszpasterstwo. Biskup powinien być zorientowany, co dzieje się w diecezji. Jakie powstają – mniejsze i większe – inicjatywy. I nie chodzi tylko o problemy doktrynalne czy kwestie nadużyć duchowych. Chodzi też o to, by wiedział, co „chwyta”, a co nie. Na jakie formy wśród wiernych jest „zapotrzebowanie”? To bardzo ważne, bo pozwala rozeznawać kierunek. Nie, biskup nie musi zawsze iść na przedzie – czy nie pisał o tym Franciszek? Może być w środku. Może z tyłu. Ale tylko wiedząc, co się dzieje, może mieć jakąś wizję…
Na to powinien mieć czas. Jeśli nie ma, coś jeszcze trzeba spróbować delegować.
Myślę, że synodalność może tu tylko pomóc.
***
Inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.
Lekarz chorób wewnętrznych, dziennikarka i publicystka. Wieloletni redaktor portalu wiara.pl. Współtwórca platformy wiam.pl.