Wyczyścić stajnię Augiasza

Potrzebujemy wiedzieć, jak było i jak jest. Choćby to miała być prawda trudna. Pytanie, czy Kościół się na to odważy? 

Wyczyścić stajnię Augiasza

165106 / Pixabay

Tydzień temu pisałam o sprawie o wykorzystywania seksualnego przez ks. Jana W. (Międzybrodzie Bialskie), a dokładniej: o fatalnej odpowiedzi na pozew o zadośćuczynienie finansowe skonstruowanej przez prawników diecezji. Cieszę się, że pojawiło się słowo przepraszam i zapowiedź korekty wniosku. W ostatnim tygodniu pojawiły się nowe informacje, które każą zastanowić się poważnie nad tym, jak powinna wyglądać współpraca między Kościołem a prokuraturą czy sądem i jakie informacje powinny być podawane do wiadomości publicznej.

Co się wydarzyło?

Po pierwsze, wypłynęła do mediów opinia biegłego dotycząca ks. Jana W. Jak można podejrzewać, wyciek nastąpił w prokuraturze lub sądzie, którym diecezja udostępniła pełną dokumentację. 

Po drugie, upubliczniono watykańską instrukcję, która zastrzega udostępnianie przesłanej do KNW dokumentacji z postępowań kanonicznych dla Stolicy Apostolskiej. Dotychczas decyzję taką podejmowali (lub nie) biskupi. Watykan oczekuje, że prośby o udostępnienie dokumentów będą kierowane w trybie międzynarodowej pomocy prawnej, zatem umotywowane.

Po trzecie. Powraca sprawa ks. Grzegorza K. (diecezja warszawsko-praska), który ponownie został umieszczony w domu księży emerytów na terenie Otwocka. Mieszka w parafii, w której kiedyś pracował i z której został kiedyś w trybie nagłym przeniesiony. W miasteczku, w którym mieszkają jego ofiary. Do tego okazuje się, że nałożonych na siebie kar nie przestrzegał, mieszkał w ostatnim czasie gdzie indziej niż twierdzi diecezja i bywał na terenie parafii, w której bywać nie powinien. Nie można uniknąć pytania o to, jak właściwie wyglądały nadzór, resocjalizacja i terapia. Prawda to, czy fikcja? Nie można też nie zauważyć, że o nałożonych karach nie poinformowano mieszkańców parafii, co zresztą sprawiło, że opisane wyżej zachowania były możliwe. I jak tu wierzyć lokalnemu Kościołowi?

Chcemy was sprawdzać

Trzeba powiedzieć: dążenie do zbadania działań Kościoła w sprawach o wykorzystywanie seksualne małoletnich jest najzupełniej naturalne i zrozumiałe. Wiemy o przypadkach tuszowania, przenoszenia z parafii do parafii, przewlekania postępowań. Widzimy, że działo się tak jeszcze stosunkowo niedawno, mimo obowiązujących od lat blisko dwudziestu kościelnych przepisów. Wydaje się, że przynajmniej czasem brakuje całościowego spojrzenia na działalność sprawców, więc i kary mogą być nieadekwatne. W dodatku może się okazać, że pozostały one jedynie na papierze, a nadzór był fikcją. Nic dziwnego, że w tej sytuacji pojawia się żądanie dokumentów. Chcemy was sprawdzić! – mówią zbulwersowani ludzie.

Nie dziwi także, że sprawą zajmują się media. Doświadczenie wskazuje, że dopiero wtedy bywają podejmowane działania, a na pewno dopiero wtedy dowiadujemy się rzeczy istotnych. Bez wiszących nad karkiem dziennikarzy, bez dziennikarskich śledztw i przecieków komunikacji kościelnej często niestety nie ma. Część publikacji ma zapewne różne dodatkowe motywacje, ale generalnie robią potrzebną robotę. Czasem jednak zdecydowanie zabraknie rozsądku, jak w przypadku wspomnianej wyżej publikacji opinii psychologicznej sprawcy. Jedyne istotny fakt z tej opinii to stwierdzenie, że możliwa jest recydywa. Publikacja całości może zaspokaja ludzką ciekawość, ale jest kompletnie zbędna.

Co więcej, jest szkodliwa. Kto zdecyduje się szczerze rozmawiać z psychologiem, mając w pamięci, że wszystko co powie może znaleźć się w ogólnopolskiej prasie? Nie tylko sprawca (który zresztą też jest człowiekiem i ma prawo do prywatności). Także ofiara. Kwestią czasu jest, kiedy znajdzie się medium, które opublikuje co bardziej wstrząsające szczegóły z mojej relacji – pomyśli ofiara. – Może zmieni dane, ale i tak wszyscy mnie rozpoznają. Wniosek: nic nie powiem. 

Tego chcemy? Nie, z pewnością nie. Ale niestety wydaje się, że czasem nie chcemy o tym myśleć. Chcemy wyczyścić tę stajnię Augiasza… Nie patrząc na cenę.

Potrzebujemy wiedzieć

W tej sytuacji dowiadujemy się o instrukcji Stolicy Apostolskiej. Mam w związku z nią bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony uważam, że podany tryb ma dużo sensu, jeśli tylko będzie sprawnie rozpatrywany. Bardzo uporządkowałby sytuację. Ale czy można wierzyć, że nie stanie się faktyczną blokadą jakiegokolwiek przepływu informacji? Z drugiej strony: instrukcja blokuje możliwość dokonania gruntownego przeglądu akt przez osoby z zewnątrz. Tymczasem on jest bardzo potrzebny, także z punktu widzenia odzyskania przez Kościół wiarygodności. 

Potrzebujemy wiedzieć, jak było i jak jest. Choćby to miała być prawda trudna. Potrzebujemy takich badań, jakie na przykład przeprowadzono we Francji. Pytanie, czy Kościół się na to odważy? 

Na razie trudno mu – bez zewnętrznej presji – odważyć nawet na udzielenie istotnych bieżących informacji…

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.