Wspólnota złoczyniących

Jeśli będziemy udawać, że skąd, grzech to jest gdzieś na zewnątrz, a my jesteśmy – no, może nie najczystsi, ale na pewno lepsi... a w ogóle dajcie nam spokój, bo Bóg nam przebaczył i wy też powinniście...

Niezwykły człowiek, szczery i uczciwy, niezłomna postać moralna, niezwykły umysł, światły przewodnik świata… Nawet nie ważcie się podejrzewać, że popełnił błąd! On – grzesznik??? Jak można tak osłabiać jego autorytet!

Bezgrzeszni

To – w uproszczeniu – treść listu polskich teologów w obronie Benedykta. I wielu innych listów w obronie różnych „świetlistych” postaci przed zarzutami, które wymagałyby raczej wyjaśnienia i skruchy. W tym przypadku absurd sytuacji podbija fakt, że sam papież-senior wypowiedział się w zupełnie odmiennym tonie, wyrażając głęboką skruchę. Niemniej, nie sprawą zarzutów postawionych Benedyktowi XVI chciałabym się dziś zająć. Warto może postawić pytanie o to, dla kogo jest Kościół? Z kogo się składa?

Otóż: Kościół jest dany tym, którzy potrzebują zbawienia. Przebaczenia grzechów. Kościół jest dany grzesznikom i z grzeszników się składa. Bezgrzesznym jest całkowicie zbędny. Tymczasem nieustannie próbujemy się zachowywać, jakby był wspólnotą ludzi „lepszych”, których prawem i obowiązkiem jest pouczać ten „lud, który nie zna prawa”. My znamy. Dopiero gdy już naprawdę zostaniemy przyparci do muru słychać slogany o Kościele grzeszników i Bożym miłosierdziu. Tak, slogany, bo swoim postępowaniem nieustannie temu zaprzeczamy.

Mówią o nas prawdę

„Dziś jest to powszechne, aby każdego dnia krytykować Kościół, podkreślać niekonsekwencje – jest ich wiele – podkreślać jego grzechy, które w rzeczywistości są naszymi niekonsekwencjami, naszymi grzechami, ponieważ Kościół zawsze był ludem grzeszników, którzy spotykają się z miłosierdziem Boga.”* – mówił wczoraj Franciszek (tłum. własne). Warto to zdanie dobrze przeczytać. Tu nie chodzi o zasłanianie się sloganem. Tu powiedziano: tak, krytykują nas za nasze grzechy i niekonsekwencje. Prawdziwe grzechy i prawdziwe niekonsekwencje. Nasze. My, żyjący w Kościele, jesteśmy grzesznikami. Popełniamy zło. Świat to widzi. I mówi o nas prawdę.

Jeśli będziemy udawać, że skąd, grzech to jest gdzieś na zewnątrz, tam obok, w jakimś koźle ofiarnym, z którym trzeba walczyć, a my jesteśmy – no, może nie najczystsi, ale na pewno lepsi, a poza tym nasz jest czysty Bóg i oczywiście Maryja, a w ogóle dajcie nam spokój, bo Bóg nam przebaczył i wy też powinniście w imię miłosierdzia…

Awatar czy Oblicze?

Kościół, który nie żyje na codzień miłosierdziem, miłosierdzia nie dozna. Jeśli nie okazuje go ludziom, jeśli nie otwiera się na tych, którzy go potrzebują, jeśli przemawia z wysoka i zasłania swoją „oczywistą nieskazitelnością”, ludzie mu nie przebaczą jego upadku. Podepczą i odejdą. I słusznie, skoro nie znaleźli w nim tego, co stanowi sens jego istnienia. Nie znaleźli w nim Chrystusa. Nie doświadczyli zbawienia. Zasłoniliśmy Go tak szczelnie stworzonym przez nas awatarem, już w złotej, a nie cierniowej koronie, wybielonego i pozbawionego ran, że nie są w stanie Go już dostrzec.

Jaka jest droga? Tam, gdzie nasze błędy stają się skandalem trzeba „czynić prawdę, prosić o przebaczenie, z pokorą zaczynać od nowa” (to znów wczorajsza katecheza). Nie wspinając się od nowa na piedestały wyższości – to w istocie gorszące – ale stając wśród innych jako może gorszy od nich wszystkich, ale ten, któremu przebaczono i którego posłano. Bo taka jest nasza prawdziwa kondycja.

A zostaliśmy posłani tylko w jednym celu. By mówić, że jest przebaczenie i jest życie. Dla każdego.

***

Sięgnij do innych tekstów autorki.

Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.