Tak, to nie działa. Czy chcielibyśmy, żeby działało? Pewnie tak. Czy chcemy na tyle, by znaleźć na to czas? By szukać sposobu?

Kościół – z definicji – jest wspólnotą ludzi wierzących. Z opublikowanej przed tygodniem syntezy synodalnej wynika jasno rzecz najważniejsza: nasza wspólnota ma podstawowy problem z więzią. Z relacjami. To, co jeszcze być może działa w małych grupach właściwie nie istnieje poza nimi. Nie stykamy się, nie rozmawiamy, nie znamy. Łączy nas – bardzo górnolotnie i równie enigmatycznie – wspólna modlitwa (czy należy to odczytać jako wspólny udział w niedzielnej Eucharystii?)

Spotkanie wymuszone w ramach synodu okazało się doświadczeniem pozytywnym. Czy znajdzie się okazja, by je powtórzyć? Czy powstało w nas pragnienie takich spotkań? A może na synodzie sprawa się zakończy?

To ważne pytanie. W komentarzach pada wiele słów o rachunku sumienia. Trzeba dodać, że zrobionym według konkretnych, narzuconych punktów. Tak, to nie działa. Czy chcielibyśmy, żeby działało? Pewnie tak. Czy chcemy na tyle, by znaleźć na to czas? By szukać sposobu?

A może po prostu wykonaliśmy zadanie, synteza poszła w świat, i można wrócić w stare koleiny?

Czytam o trudnościach z ewangelizacja, która wymaga usłyszenia ludzi „z peryferii”. No, cóż, nie słyszymy nawet siebie nawzajem. Cóż mówić o tych, którzy są na obrzeżach? Na przykład: o młodych? Niewielu zdecydowało się na udział w synodzie, ci co w nim uczestniczyli mówili, ze doświadczyli głównie przymusu. Trudno się dziwić, ze odchodzą. Że w ich planach na przyszłość nie ma Kościoła.

Czy taka konstatacja coś zmieni w relacjach w naszych rodzinach? Albo w sposobie przygotowania do bierzmowania kolejnych grup?

Przewodnicy

Zwróciły moją uwagę oczekiwania wobec księży. Odnoszę wrażenie, że przebija się w nich ciągle oczekiwanie, że zostaniemy poprowadzeni. Pociągnięci. To od kapłanów ma wyjść impuls, inicjatywa. Mają być przewodnikami (najlepiej charyzmatycznymi, w znaczeniu stylu kierowania, niekoniecznie duchowości), świadkami, animatorami… Owszem, być może brakuje nam wiedzy. Nie na darmo nieustannie powracało wołanie o katechezę dorosłych. Ale tu chyba nie o wiedzę chodzi, tylko o odwagę samodzielnego podejmowania decyzji, inicjatywy (a może najpierw o danie sobie do tego prawa?). I o własną, osobistą odpowiedzialność za to, jak wygląda mój Kościół.

W końcu ostatnia kwestia: nie mam pojęcia, co na tematy „zadane” przez papieża myśli nasz Episkopat. Synteza krajowa nie powstała w ich gronie. To socjologiczne podsumowanie kwerendy, kompilacja. Tak, zapewne dla wielu osób ważne było, żeby dokument miał taką formę. W ten sposób do Watykanu pójdzie głos uczestników. Przy tym poziomie zaufania, jaki mamy do biskupów, obawiam się że dokument „przetrawiony” wielu uznałoby za odebranie im głosu. A jednak brakuje mi tego procesu trawienia. Refleksji nad postawionymi problemami. Trzeba powiedzieć: kluczowymi dla funkcjonowania Kościoła w Polsce.

Dodam: synodalnej refleksji. Nie jednostkowej, bo tę zapewne wielu biskupów podejmuje.

Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że taka refleksja zostanie podjęta i poznamy jej owoce. Dobrze by było, żeby proces zmian rozpoczął się na każdym poziomie. Tylko wtedy mamy szansę się na tej drodze spotkać.

***

Przeczytaj również inne teksty autorki.
Jeśli podoba Ci się nasz portal i chcesz, żeby dalej istniał i się rozwijał możesz nas wesprzeć na PATRONITE.